poniedziałek, 10 marca 2014

Byłam asertywna.

Pamiętacie moją wizytę u fryzjera?
Każdego dnia klęłam na to, co mam na głowie.
Wahałam się czy ściąć sama.
Przeklinałam fryzjerkę.

W pewnej chwili zakwitła w mojej głowie myśl o reklamacji usługi.
Poczytałam w internecie czy to się robi i jak się robi.
Od rana dojrzewał u mnie pomysł zgłoszenia tej reklamacji.

Wśród emocji była złość okropna i ...lęk.
W końcu fryzura była technicznie dobrze wykonana i nie wiem czy moje widzimisię jest podstawą do reklamacji.
Ale jest! Jak to nie jest! Przecież to ja mam być zadowolona!

Gdzieś tam w głowie brnęłam w dialogi, pełne złości - boisz się - atakuj!
Z czasem pracowałam nad nastawieniem, że przecież nie zaszkodzi zapytać, porozmawiać, a jeśli nie zgodzą się, to wysmaruję im opinię w internecie. Dużo nie zapłaciłam za to cięcie, więc szarpać się raczej nie było sensu.

Ostatecznie dojrzałam do myśli, że pójdę i porozmawiam. Ubrałam się, zrobiłam mały make up i poszłam.
Była inna fryzjerka niż wtedy.
- Słucham?
- Czy mogę liczyć na to, że w ramach reklamacji poprawi mi pani fryzurę?
- U nas się pani ścinała? Kto panią ścinał?
- Nie znam nazwiska, taka grubsza kobieta z ciemnymi, dłuższymi włosami.
- Szefowa. W tej chwili jej nie ma, chce pani żeby szefowa się tym zajęła?
- Szczerze mówiąc już się boję.
- Proszę usiąść.

Poczekałam, aż zetnie klienta i jeszcze jedną klientkę i przyszła moja kolej.
Serce mi waliło nieźle.
Pokazałam jej wydrukowane zdjęcia (te z poprzedniego posta).
Wybrałyśmy jedną z możliwości...

...i wzięła się za cięcie.


To co mam w tej chwili na głowie jest lepsze od tego, co było wcześniej, choć to tez nie to co na zdjęciu.
Mimo to, cieszę się, że odważyłam się na taki krok i zwróciłam się do zakładu fryzjerskiego o poprawienie fryzury.
Nie jest najgorzej, ale do tego zakładu już nie pójdę.
Brak im polotu jakiegoś, wyobraźni.
Patrzyłam od początku do końca, jak fryzjerka ścinała klientkę przede mną.
I szczerze zastanawiałam się, czy nie uciekać póki jest jeszcze szansa.

Ostatecznie pani nie wyglądała źle, a mam wrażenie, że mogła wyglądać lepiej.
To wszystko jakieś takie ...ot, ciachnięte.
Zostałam, nie żałuję.

I nade wszystko cieszę się, że zrobiłam coś z sytuacją zamiast w ciszy pomstować.

Aparat fotograficzny odmówił współpracy, prawdopodobnie zdechł, więc póki co fotek nie wrzucę.
Pozdrowienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz