Czy jakoś tak.
Te kilka dni od przesilenia zimowego począwszy są takimi, którym nadałam znaczenie. Nie ja pierwsza, bo podłączyłam się pod to, co tworzy Monika Burzyńska.
20 grudnia był pierwszym dniem i najkrótszym ze wszystkich - Karaczun. I w tym dniu trzeba było pozbyć się wszelkich projektów, myśli, czegokolwiek, co już nie służy - hm, za późno się zabrałam za sprzątanie, bo nadal jestem po środku chaosu, mimo, że tyle już zrobiłam. Bardzo dużo rzeczy pozbyłam się. Moje dziecko bardzo mi pomogło. Ona nie ma problemu z wyrzucaniem. Nie używasz - wyrzuć. Podłączyłam się pod nią. Zrobiła porządek w pokoju u siebie i jest zadowolona, widzę to. Będzie mieć też lepszą energię, zawsze tak jest.
Ja siedzę przy kawie i to jedyna chwila kiedy nie robię kilometrów po tym moim mikro mieszkaniu. Zrobiłam listę rzeczy, które jeszcze wymagają zrobienia i mam postanowienie, że w kolejnym roku 20 grudnia to ja będę już mieć wysprzątane. Już wiem jak, bo do tej pory miałam ogromny problem z pozbywaniem się rzeczy. Kiedy się zacznie, to już jest prościej. Zaczęłam od grzebieni. Używam dwóch, a miałam 10, różne. Zostawiłam tylko te, których używam. I nie tęsknię. Wyprzedaję jakieś kosztowniejsze rzeczy na Vinted. Zresztą nie tylko kosztowniejsze. Ubrania się nie sprzedają mi, więc żeby ich nie trzymać, zanoszę do PCK. Tam przyjmą chętnie. Zwolniłam dwa worki miejsca u siebie w szafie. Też przekładałam rzeczy z miejsca na miejsce, bo nigdy nie założyłam jakiejś sukienki, wolałam inną. No to ta niewybrana poszła do innych ludzi, oni będą zadowoleni i ja też. Niebieski golf, który nie jest moim kolorem, spodnie, które są lekko za krótkie, kurtka, której rękawy odsłaniają moje nadgarstki... Nie lubię, do widzenia. Nie musze już nosić takich, bo tylko takie mam. Teraz mam dużo opcji nabyć inne rzeczy, takie, które są totalnie zgodne ze mną. Czekam na godzinę 8:00 - panie otwierają PCK.
Wytłoczki po jajkach zaniosę na rynek, zawsze są chętni brać je. Obrazy nad którymi popracuję później zaniosę do piwnicy, zajmują za dużo miejsca. O, ramy mogę też zanieść! Świetnie, że o tym pomyślałam. Zostanie jeszcze skrzynka matematycznych kartek do posegregowania... no i tuzin pomniejszych rzeczy do ogarnięcia zanim mogę powiedzieć: ufff, koniec roboty, nadeszły święta.
Wracając do wyjątkowości dni. Każdy dzień symbolizuje jeden miesiąc roku. 20 grudnia to styczeń i trzeba sobie notować co się zadziało, żeby jakoś tam powiązać później to z wydarzeniami w styczniu i wiedzieć jak się to wiąże. To dla mnie bardzo ciekawa koncepcja. Odkąd spotkałam się z nią, nie mam już cierpienia związanego ze świętami, bo szczerze nienawidzę tego stresu, tej narzuconej konieczności, tej tradycji, którą generalnie odsunęłam od siebie dźwigając niezadowolenie przodków w postaci rodziców czy żyjącej jeszcze babci. Ciężko to dźwigać. Niby mam prawo wybrać po swojemu, nawet nie niby, no ale z każdą decyzją idą konsekwencje, a te nie są przyjemne. Nie jest wcale dobrze działać przeciwko sobie, trzeba coś wybrać. Wybieram siebie i wszystko mi jedno, co kto na to.
21 grudnia to odzwierciedlenie lutego - wypychałam demony w kierunku przedpokoju okadzając białą szałwią i nie tylko. Porządkowałam półki, schowki, szafy, pawlacze, zostawiałam tylko to, co chciałam mieć na tych półkach, a reszcie trzeba było albo znaleźć miejsce, albo wskazać kierunek przedpokój.
Dni dalsze - wczoraj 22 grudnia rządził bóg Weles. Monika pokazywała oddech milionera :D. Nie mam całkowitej wiary w takie różne nowe dla mnie sprawy, ale biorę sobie z tego to, co służy mojemu życiu. Co mi pasuje i jest zgodne ze mną. 22 grudnia odpowiada marcowi. Jakoś był to dzień wysycony relacjami. Napracowałam się też dużo. Zrobiłam dobre uczynki.
Dziś... 23 grudnia - kwiecień - szybko ten rok leci :D. Już kwiecień! Nie wiem jeszcze co w kwietniu, bo Monika nagrywa swoje filmy nie tak z rana. Idę do PCK, jest już po 8:00.
Dobrego dnia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz