poniedziałek, 25 lutego 2013

Nadal o sześciolatkach w szkole.

Znalazłam super list od rodzica w internecie - tutaj.
Kopiuję i cytuję aby rozpropagować.

"Jeśli za kilka miesięcy będę zmuszona zadecydować, w tej arcyważnej dla mnie i mojego dziecka sprawie, interes miasta, gminy i państwa będę brała pod uwagę w takim samym stopniu jak miasto, gmina i państwo mój. Czyli, jak łatwo się domyślić, będzie on na szarym końcu listy - Czytelniczka komentuje kampanię dotyczącą sześciolatków.
Jestem mamą tegorocznej sześciolatki. Lektura tekstu Szkoła czy przedszkole? Ostatnie kuszenie sześciolatków uświadomiła mi, że niestety spóźniłam się z apelem do władz ministerialnych i samorządowych, by w trosce o podatników zaoszczędzili pieniądze przeznaczone na kolejną kampanię społeczną, mającą na celu przekonanie rodziców, by posyłali swoje sześcioletnie dzieci do szkoły.

Pieniądze przeznaczone na cele tej kampanii zostały (i pewnie jeszcze zostaną) najzwyczajniej w świecie wyrzucone w błoto, bo żaden zdrowy na umyśle rodzic, który troszczy się o swoje dziecko, nie podejmie decyzji o jego przyszłości, opierając się na tym, co usłyszy w mniej lub bardziej udanym spocie telewizyjnym, czy przeczyta w takim czy innym artykule.

Nie wiem, dlaczego naszym władzom się wydaje, że ktoś może uwierzyć, iż w tej reformie chodzi o zapewnienie dzieciom warunków lepszego (?) rozwoju intelektualnego w szkołach. Wszyscy doskonale wiemy, że tu chodzi tylko i wyłącznie o interes miasta, gminy i państwa, które najpierw zaoszczędzą na kosztach utrzymania sześciolatków w przedszkolach, a potem będą miały pracowników o rok dłużej na rynku pracy. Jeśli za kilka miesięcy będę zmuszona zadecydować, w tej arcyważnej dla mnie i mojego dziecka sprawie, interes miasta, gminy i państwa będę brała pod uwagę w takim samym stopniu jak miasto, gmina i państwo mój. Czyli, jak łatwo się domyślić, będzie on na szarym końcu listy.

Co poza straszeniem tłokiem?

Ale wracając do treści artykułu pani Szpunar i zawartej w nim informacji, że "Kraków chce, by rodzice wahający się, kiedy posłać dziecko do szkoły, mieli okazję poznać ich potencjalną wychowawczynię". Pomysł wprost fenomenalny! Mam tylko pytanie, czy będzie to szło razem z gwarancją pani wiceprezydent Okońskiej-Walkowicz, że ta wychowawczyni, którą moje dziecko polubi, a może nawet pokocha (tak, dzieci bywają bardzo emocjonalne, jeśli ktoś nie byłby w temacie), za rok nie stanie się kolejną ofiarą "racjonalizowania kosztów w oświacie" - tak, jak to miało u nas miejsce w tym roku z przedszkolną panią wychowawczynią?

Nie wiem, jakie będą inne genialne pomysły, ale czekam z niecierpliwością, bo magistraccy urzędnicy zaiste będą się musieli wykazać ogromną kreatywnością (może nawet ktoś zasłuży sobie na premię?), żeby przekonać nieprzekonanych, czyli jakieś 90 proc., czymś innym niż tylko straszeniem tłokiem w klasach za rok.

Dzieci nie są na to gotowe

 Z tego, co mi wiadomo, zaledwie dwoje rodziców dzieci (w tym ja) z 25-osobowej grupy przedszkolnej mojej córki zastanawia się nad posłaniem dziecka wcześniej do szkoły. Znamy bowiem swoje dzieci i widzimy, że w znakomitej większości nie są jeszcze na to gotowe. Nie w sensie intelektualnym, ale ich emocjonalność, brak umiejętności dłuższego skupienia uwagi, przeważająca nad chęcią do nauki chęć do zabawy, zwyczajnie nie kwalifikują ich do szkoły. Nawet jeśli, jak twierdzą nauczyciele klas początkowych, pierwsza klasa jest obecnie bardzo łagodnym przejściem z przedszkola do szkoły."



Nie cytuję końca listu, bo nie zgadzam się z opinią, że nauczyciel przedszkolny oceniający dziecko jest wolny od nacisków, żeby pchać do pierwszych klas ile wlezie. Nasza Julka dostała "przepustkę" do pierwszej klasy, mimo, że wołami było napisane: "Nieadekwatne reakcje emocjonalne". Po przetrawieniu tematu sądzę, że to jest powód, żeby odradzać wejście w świat szkoły i obowiązków.

A no właśnie: www.rp.pl/artykul/10,984448-Promocja-obnizonego-wieku-szkolnego--Bunt-przedszkolanek.html

sobota, 23 lutego 2013

Moc wiedzy o człowieku od 0 do 99.

Na konferencji dotyczącej namawiania rodziców by ich 6-letnie dzieci zasiliły pierwsze klasy, wystąpiła Pani Elżbieta Wasiak - Kowalska - pedagog i terapeutka. Było to 36 minutowe wystąpienie, w którym poruszone zostały bardzo ważne kwestie dotyczące człowieka ogólnie, od 0 do 99 lat. Mimo, że wystąpienie było przy okazji propagandy, której osobiście nie popieram, to wystąpienie to było bardzo, bardzo cenne i wniosło moc informacji do umysłu rodzica na temat funkcjonowania dziecka, człowieka i rodziny w ogóle. Zapraszam do przeczytania. Podzieliłam na akapity tematyczne, żeby wygodniej przebrnąć. Będziecie mądrzejsi niż byliście do tej pory. To było tak cenne, że musiałam to spisać tutaj. Wyglądało na to, że ta Pani ma mnóstwo mądrości do przekazania, dała z siebie tyle ile mogła w pół godziny. Dla samego tego wystąpienia warto było być na tej konferencji. O samej konferencji pisałam tutaj. Zapraszam do lektury.

Zmiany w życiu i przystosowanie do życia pełnego zmian.

"[...]zadecydować tak, żeby było najlepiej.
Proszę państwa, powiem tak: wychowanie dziecka dzisiaj to tak naprawdę jedyny rodzinny biznes, w który warto inwestować i warto poznać mechanizmy, warto się nauczyć, jak ten biznes kręcić, żeby przynosił dobre efekty.
Pierwsza rzecz, która jest bardzo istotna i bardzo ważna w podjęciu decyzji to jest to, że zmienia nam się ustawodawca, wymaga zmiany naszego myślenia. Nie dziecko 7-letnie tylko 6-letnie.
No i teraz trzeba wiedzieć proszę państwa, dlaczego spora część rodziców mówi "NIE" - dlatego, że są osobami inteligentnymi, bardzo mądrymi i ich główka pracuje właściwie.
Co znaczy właściwie - tu mamy taki komputer, który zawiaduje wszystkimi naszymi decyzjami i tak naprawdę wszystko, co robimy początek swój ma tutaj.
Jeżeli my się przyzwyczajamy do czegoś, jeżeli myśmy wiedzieli, że nasze dziecko idzie do szkoły jako 7-letnie, bo to jest próg dojrzałości szkolnej, a teraz nam mówią - 6 lat.
Były robione badania - bardzo ciekawe - i warto, żeby rodzic XXI wieku miał odrobinę ciekawej wiedzy psychologicznej i też trochę terapeutycznej, o tym też będę mówiła - były robione badania o tym jak działa mózg.
Jak nam każą coś zmieniać, to pierwsza reakcja mózgu jest: "Halo, chwileczkę, zaraz zaraz, a dlaczego? a było dobrze, a kto to wymyślił?" - i to jest naturalne - czyli przyglądamy się tej decyzji.
Potem u niektórych osób, u osób, które są mało otwarte na zmiany, a zaraz powiem jakie to są osoby, przypomnę właściwie państwu, bo państwo doskonale o tym wiecie, pojawia się następna emocja - to jest lęk: "nie, nie nie nie, lepiej nie", bo jak się boimy to tutaj w naszym komputerku dotykamy programów, które nam potwierdzają to, że nie. Jeżeli mamy taką myśl - o nie, o nie.
Na osi różnych naszych zachowań, różnych naszych myśli - a z nich się biorą reakcje - niektóre osoby przechodzą przez załamanie, nawet depresje, na przykład u osób, które mają odejść na emeryturę, to jest bardzo ważna zmiana, kiedy się zmienia coś w małżeństwie, kiedy się rodzi dziecko itd itd
Niektóre osoby dopada nawet depresja, a potem dopiero pomalutku pomalutku jest przyzwyczajanie się i akceptacja.

Nawyki, przyzwyczajenia, przekonania

Jak to jest, że niektóre osoby łatwiej poddają się zmianie, a inne są bardzo ostrożne, od czego to zależy?
Państwo sami odpowiedzieli sobie na pytanie "jakim ja jestem człowiekiem?", ale znacie państwo państwo takie potoczne, ale funkcjonujące powiedzenie: "Z nim nie ma co gadać, przecież to jest beton"
Znamy? No znamy. "No nie ma sensu, to jest beton".

Co to znaczy?
My jesteśmy, ja mówię z dużym uproszczeniem bo też czasu mam niewiele i nie taki jest temat dzisiejszego spotkania, my jesteśmy trochę fabryką elektryczną, fizyczną, chemiczną, procesy które w nas zachodzą.
I procesy, które tworzą nawyki, przekonania i przyzwyczajenia, one się tworzą przez całe lata i one się utwardzają się w naszym mózgu, mielinizują się, i tak naprawdę u niektórych utwardzone są tak bardzo, że niektórych osób w wieku 60 lat czy po 60 latach nie przyjmuje się na terapię, bo terapia jest radzeniem sobie z tym różnym betonem, z tymi przyzwyczajeniami, z naszymi przekonaniami, które czasem robią nam bardzo dużą krzywdę i nie mają nic wspólnego z racjonalnym myśleniem.

Warto o tym wiedzieć, jak to się dzieje i warto troszkę przyjrzeć się sobie i popracować trochę nad tym, żeby jednak być elastycznym, a dlaczego?
Dlatego ze dzisiaj, w XXI wieku, bardziej niż kiedykolwiek - no to jest postęp - życie to zmiana i wszystko się zmienia. Popatrzmy na to jak zmieniają się nasze telefony komórkowe, przypomnijmy sobie jak wyglądały trzy lata temu czy cztery, jakie funkcje one mają teraz, pomyślmy o tym, co wkrótce będzie z naszymi telewizorami, z naszą telewizją, my sami się zmieniamy, zmienia się wszystko, życie to zmiana tak naprawdę. I jeśli będziemy bardziej otwarci i bardziej elastyczni na te zmiany najróżniejsze, będzie nam łatwiej. Oczywiście trzeba ponieść ryzyko pracy nad zmianą, radzenia sobie z tym nowym, które do nas przychodzi. Znam osoby, które mówią krótko: "kto nie ryzykuje, kto nie próbuje zmian, nie pije szampana"
Jeśli państwo lubicie pić życiowego szampana, a to jest przenośnia radości, tego co dla nas jest niezwykłe, przyjemne, pewnych postanowień i czerpania radości życia. Jeśli państwo macie taką ochotę, to warto być na te zmiany otwartym.

Na jakich ludzi czeka świat, pasja!

I teraz następna sprawa - temat dzisiejszego spotkania jest "mamo tato chcę do szkoły" - tak mówią dzieci, a ja chciałabym zapytać państwa i nawiązać do zmiany czy państwo macie świadomość na jakich ludzi czeka świat?
Jeżeli nie mamy dokładnie świadomości, żeby wyszczególnić i nazwać te cechy, to ja proponuję, żebyście państwo kupili gazetę, w której są ogłoszenia o pracę i poczytali na jakich ludzi czeka świat - jakich ludzi świat potrzebuje.
Oczywiście zakładeczkę sobie załóżmy w główce, żeby nie dyskutować, bo z tą rzeczą się nie dyskutuje.
Nam się to może podobać czy nie, zmiany są niezależnie od tego czy nam się to podoba czy nie, one po prostu są. I my możemy się z tym nie zgadzać, ale świat dzisiaj czeka na ludzi kreatywnych, asertywnych - to znajdziecie w ofertach o pracę - umiejących pracować w zespole, umiejących pracować w stresie, odpowiedzialnych, łatwo podejmujących decyzje, w bardzo wielu ofertach pojawia się już określenie optymistycznie nastawionych do pracy, a przede wszystkim radzących sobie, samodzielnych odpowiedzialnych, umiejących planować, nastawionych na cel, itd. itd.
Podoba nam się to czy nie, szczególnie może nam się nie podobać to jak jest napisane, że poszukują pracownika 25 letniego, który ma spore doświadczenie w zawodzie. Tu możemy powiedzieć: "no przecież to jest idiotyzm". No jak 25 letni człowiek może mieć doświadczenie? A spróbujmy pomyśleć inaczej proszę państwa. Dziś 25-letni człowiek może mieć 5-6-7 czy 8 letnie nawet doświadczenie w tym co stanowi jego pasję, bo coraz piękniej się u nas rozwija wolontariat. I ktoś kto kocha zwierzęta i chce zostać weterynarzem naprawdę w wieku 15-16 lat znajdzie dla siebie miejsce. kto chce zostać lekarzem, pielęgniarką, nauczycielką, naprawdę w wolontariacie, w różnych stowarzyszeniach i fundacjach znajdzie dla siebie miejsce i dostanie zaświadczenie o latach pracy i może właśnie o to chodzi. Na świecie jest to system bardzo rozpowszechniony. U nas zaczyna się wdrażać i jest już ważny i jest praktykowany. Mamy bardzo wielu wolontariuszy w różnych aspektach życia społecznego i gospodarczego i w innych jego przegrodach, oddziałach, miejscach.

Tyle o zmianie, tyle o tym na jakich ludzi czeka świat. Od waszych dzieci świat będzie wymagał i one muszą być tak przygotowane, żeby sobie w życiu poradzić.
My dziś wychowujemy dzieci, podejmujemy za nie decyzje, ale czy państwo wiecie dla jakiego świata je wychowujecie? Jaki ten świat będzie za 15 lat, kiedy one wejdą w dorosłość?
Powiedzmy sobie inny, żeby nie mówić, gorszy czy lepszy, będzie inny, ale z całą pewnością te cechy, które dzisiaj są dzieciom potrzebne, będą im naprawdę przydatne w dorosłym życiu.

Jakie są nasze dzieci

Teraz spójrzmy na nasze dzieci - jakie one są?
Mówimy tak: niespokojne, nieposłuszne, krzykliwe, hałaśliwe, często agresywne, buntują się, to wszystko prawda, nawet 3-latki już próbują odpowiadać, popularnie to się nazywa tak brzydko - że pyskują, ale małe dzieci to robią, mają więcej śmiałości, mogą odpowiadać, są bardzo ruchliwe, są bardzo ciekawe świata.

Popatrzmy na te cechy - rodzic XXI wieku, czyli ten, który rozumie zmiany i w swoim myśleniu o dzieciach, o życiu, o rodzinie, też te zmiany wprowadza, będzie wiedział, poczuje to, że to są zalążki, to są zalążki asertywności, kreatywności, twórczości, stanowczości, bo jeżeli jest uparte, to naszym zadaniem, zadaniem rodziców, wychowawców, jest z tego uporu zrobić stanowczość i odpowiedzialność.
Jeśli państwo macie w swojej głowie myślenie takie, że "Ja z moim dzieckiem nie mam żadnych kłopotów.
Moje dziecko jest posłuszne, jest grzeczne, zawsze pyta czy może coś wziąć, czy może coś zrobić, ja nie mam z moim dzieckiem żadnych problemów". Ja powiem tak, spróbujcie sobie odpowiedzieć na pytanie czy takie dziecko da sobie radę w dzisiejszym świecie? Jeśli ono będzie naprawdę takie, że "Nie mów - milczy, idź tam - idzie, nie biegaj - nie biega, biegaj - zaczyna biegać". Proszę państwa to nie ma nic wspólnego z posłuszeństwem. To jest dla nas, dla rodziców, niezwykłe wyzwanie.
Dlaczego?

Dlatego, że od 22 lat funkcjonuje na świecie bardzo ważna wiedza o tym, jak uczy się człowiek, jak pracuje mózg człowieka, jak przebiegają procesy poznawcze w mózgu osoby dorosłej, w mózgu dziecka, itd, itd. Ta nowa wiedza obecna jest w systemach nauczania w polskich szkołach przygotowujących nauczycieli od 2002 roku. I tutaj jako dygresję powiem, że osoby, które opiekują się państwa dziećmi, nauczyciele przedszkoli i kadra nauczania wczesnoszkolnego, 1-3 czy 0-3 jeszcze, to jest poziom europejski. To są najlepiej przygotowani nauczyciele, wychowawcy, profesjonaliści, absolutnie biorę odpowiedzialność za to co mówię. Później jest jest troszkę inaczej, nie mówię gorzej, inaczej, bo zmienia się system nauczania. Ale tu możecie być państwo spokojni. Konsultujcie się, słuchajcie rad, podejmujcie decyzje w oparciu o rozmowy z mądrymi ludźmi, ludźmi, którzy się znają, którzy mają doświadczenie, którzy wam podpowiedzą, odpowiedzą na wszystkie pytania. Po to właśnie jest ta konferencja i po to jest to spotkanie, żebyście państwo mogli zadawać pytania, oglądać efekty pracy dzieci, po to by podjąć właściwą decyzję.

Lęki, emocje i myślenie u dziecka, więź emocjonalna dziecka z mamą

No więc tak - jesteśmy w momencie - mamo, tato chcę do szkoły - dzieci chcą,  my się obawiamy. To są tak naprawdę nasze lęki. My się obawiamy. Ja proponuję, żeby popracować trochę nad tymi obawami. Zaglądajcie państwo na mądre strony internetowe, nie słuchajcie państwo tego co mówi sąsiadka - jedna czy druga, dlatego, że dzieci są niepowtarzalne, a tak naprawdę tylko wy znacie swoje dziecko i wy macie kluczyki do otwierania w nich wszystkiego co najlepsze. A w myśl tego, że w tej chwili państwo jako rodzice odpowiadacie za wychowanie swoich dzieci najbardziej, a to się wzięło od tej nowej wiedzy, jak przebiega uczenie i wychowanie, która teraz funkcjonuje.
Wiadomo, że dziecko najwięcej uczy się od 0 do 3 roku życia. W tym czasie możecie państwo wdrożyć zasady - proste oczywiście - na miarę wieku tego dziecka - wytyczyć granice - co wolno, czego nie wolno, pokazać dziecku - bo dziecko uczy się bardziej przez to w czym uczestniczy niż przez to co mu mówimy, że trzeba robić, bo ono nie myśli tak jak nam się wydaje, że ono myśli.
Małe dziecko ma proces myślenia dla swojego wieku - 3-letni, 4-letni, 5-letni. No nie ma tak, że dosłownie rozumie jak my do niego mówimy jak osoba 35-letnia i 40-letnia. No przecież tego nie możemy wymagać, tak? Ono nie rozumie. Nie rozumie dlatego, że lewa półkula - ta akademicka, ta odpowiedzialna za uczenie - to jest ogromne uproszczenie, no ale w tej chwili tak trzeba - budzi się poniekąd w wieku 5-6 lat.
A do tego momentu dziecko się uczy emocjami. Bierze od nas emocje i posługuje się emocjami. I jeżeli państwo przyłapali się na takim myśleniu, że wasze dziecko wami manipuluje, to bingo, bo manipuluje. Oczywiście robi to nieświadomie, to jest jego mechanizm obronny, ma niezwykłą umiejętność przejmowania władzy. Niezwykłą. Na całe szczęście wyrasta z tej umiejętności. Ale jak przejmie władze w domu, jak się przekona, że może wszystko w wieku 0-3 lat, kiedy chłonie i zapisuje sobie gdzieś tam w tych swoich skryptach na życie co mu wolno, czego mu nie wolno, to jest już bardzo trudno. Mądry człowiek powiedział, że wiedza podana na czas to edukacja, a podana po czasie to już terapia. I przychodzą do mnie rodzice dzieci 3-letnich, 4-letnich i pytają czy ja prowadzę terapię dzieci 3-letnich. Nie, ja mogę tylko konsultacje wychowawcze. Bo to są w dużej mierze pewne błędy wychowawcze. Trzeba wiedzieć, ze to dziecko jest niezwykle czujne na to wszystko co się dzieje w naszym domu. Dziecko patrzy na świat oczyma rodziców.
Powiem państwu taki przykład - w ubiegłym roku po spotkaniu z rodzicami dzieci 6-letnich podeszła do mnie mama i powiedziała, że w zasadzie ona ma dziecko bardzo mądre i ona by chciała, żeby jej dziecko poszło do 1 klasy, ale... i w tym momencie widzę, że mamie zaczyna drżeć bródka, "ale ona jest taka delikatna, ona jest taka wrażliwa, ja się boję, że ona sobie nie poradzi". I  trakcie naszej krótkiej rozmowy ten zwrot "ja się boję" było powtórzone 5 razy. Czy można się dziwić, że to dziecko płacze i nie chce iść do szkoły? Ono nie ma logiki, ono bierze od nas emocje! Narzekamy, że dzieci są niespokojne.
A wracając do tego przykładu - związek małego dziecka z emocjami mamy jest nieprawdopodobny, nieopisany, nieopisany, niezwykły i on trwa bardzo, bardzo długo. Czasem nawet buntujemy się przeciwko takiemu emocjonalnemu związkowi, a z synkiem jest większy. :) Zawsze jest tak. I tutaj nie ma nic do tego - pępowina odcięta, nieodcięta, nie, to jest synek. Mój ma 40 lat i jest synek. :) I ja się tam tego nie wstydzę wcale. Oczywiście - ogarniam swój beton tak jak umiem, żeby nie było, bo też mam córkę, która kiedyś zwróciła mi uwagę, że on jest synek a ona jest córka :) Staram się jak mogę, bo na tym to polega, żebyśmy się starali i pewnie tez mieli świadomość, że nigdy nie będziemy doskonali, ale taka jest prawda - ta więź matki z dziećmi przez cały proces dojrzewania małego dziecka i tej bliskości 9-miesięcznej jest po prostu nieprawdopodobna.
I tak to jest. Więc - budujmy w sobie pewność, racjonalizujmy fakty, pamiętajmy, że dzieci kupują nasze emocje, bez logiki.
Jeżeli tata w domu jest zły, burczy - dlaczego używam tego słowa? Bo ma zwykle niższy głos niż mama i dla dziecka jest to trudne bardzo. Niektóre noworodki reagują tak, że jak się tata pochyla nad nimi - tiu tiu tiu tiu, to zaczynają drzeć się w niebo-głosy. Im tata bardziej męski - z męskim głosem - tym dziecko może się zanosić większym krzykiem. Bo dziecko przychodzi na świat z organicznym lękiem przed krzykiem i przed takimi emocjami szarpania - przed tym czego nie rozumie. Więc - nie racjonalizujmy - zracjonalizujemy gdy będzie miało mózg 14-latka - popatrzy, popatrzy i powie : "ja mam potąd, pokrzyczy pokrzyczy i przestanie, to jego sprawa, ma jakiś problem".  A małe dziecko nie ma logiki takiej jak nam się wydaje, bierze emocje i mało tego, dlatego że nie ma logiki, to myśli sobie emocjonalnie "to moja wina - to ja jestem zły, bo ja jakbym był grzeczniejszy, to..." -itd, itd

Przestrzeń wychowawcza domu rodzinnego dziecka

Mówię o tym dlatego proszę państwa, że w podjęciu decyzji o tym, czy posłać dziecko 6-letnie do szkoły - bardzo ważną rolę odgrywa to -najważniejszą moim zdaniem, i mówię to z doświadczeń i pedagogicznych i terapeutycznych - jak zorganizowaliśmy przestrzeń wychowawczą domu rodzinnego naszego dziecka, jak się porozumiewamy ze sobą, jak do siebie mówimy, tak na co-dzień, tak zwyczajnie, ile czasu spędzamy z dzieckiem, jak je traktujemy, czy dajemy mu zadania do wykonania. Trzylatek może już być odpowiedzialny za pewne rzeczy i powinien być odpowiedzialny w XXI wieku. Uczmy tego. Nie ma takiego myślenia - to jest beton pierwszy, który trzeba skruszyć - "on jest jeszcze taki malutki", "on jeszcze zdąży", "on się jeszcze napracuje" - nie, nie ma tak. I tu bardzo proszę tatusiów o włączenie się aktywniejsze do wychowania dziecka. Oczywiście nie wszyscy tatusiowie są tacy bardziej konkretni, bardziej logiczni, bardziej zdyscyplinowani. Bo to też jest bardzo różnie, zależnie od programów jakie mamy w naszym komputerku, niektóre są zupełnie niezależne od nas. Ale z natury funkcja mamy w wychowaniu jest zupełnie inna niż funkcja taty. Ja to sobie tak kiedyś pomyślałam, jeśli potraktujemy dziecko jak roślinkę, to mama jest jak ziemia, ona wydaje roślinkę na świat i bez niej nie byłoby tego dziecka, ona się opiekuje, ona odgrywa ogromną rolę, natomiast to wszystko co daje ojciec jest jak słońce, kierunkuje rozwój, pozwala rosnąć. I dziecku bardzo potrzebne jest to wszystko co w wychowaniu daje mama i to wszystko co w wychowaniu daje tata.

Rodzina, ewolucja związku, wartości

Mamy kilka miesięcy do tego, żeby podjąć właściwą decyzję i do momentu ostatecznego kiedy dziecko nasze pójdzie bądź nie do pierwszej klasy.
Ja proponuję, żebyście państwo pomyśleli o takiej sprawie. Propozycja jest myślę ciekawa bardzo, nie wiem na ile do spełnienia. Walentynki niedawno były. Życzę państwu żebyście znaleźli czas i możliwość wyjechania - rodzice - we dwójkę. Sprzedać dzieci rodzinie, wyjechać i przypomnieć sobie tak naprawdę czym jest nasza rodzina, czym jesteśmy dla siebie, o co w tym wszystkim chodzi, pomimo tego, ze trudno, że ciężko, że źle, że nam przeszło, może troszeczkę. Ale tak naprawdę, jeśli są dzieci proszę państwa, to trzeba ze sobą rozmawiać, a to że przeszło proszę państwa, to tez trzeba wiedzieć. Absolutnie - czar przechodzi - po 4 latach przechodzi mniej więcej, jak komuś nie po 4 to po 8. No tak ma być. Jesteśmy częścią przyrody i wtedy kiedy dojrzewamy do łączenia się w pary to pokazujemy swoje wszystkie atuty, kolory, cudownie itd itd, A potem zaczyna się. Tak po prostu się dzieje.Tak po prostu się dzieje, trzeba wiedzieć. Uczcie tego swoje dzieci, bo nas chyba nikt tego nie uczył...
Nie ma nic złego w tym, że jest inaczej, po prostu jest inaczej i trzeba się w tej inności odnaleźć, bo ona jest szalenie ważna dla naszego dziecka - już my przestajemy być tacy ważni bardzo. natomiast dla naszego dziecka - to jest odpowiedzialność od której nikt i nic państwa nie zwolni...
Czyli wyjechać albo nie wyjechać, ale przypomnieć sobie, co dla nas w wychowaniu jest najważniejsze, w jakich wartościach my wychowujemy swoje dziecko. Czasem na warsztatach ja robię takie ćwiczenie, że rozdaję rodzicom takie kartki z poleceniem "W jakich wartościach wychowuję swoje dziecko". I muszę państwu powiedzieć, ze fajnie jest jak patrzę, rodzice tak zerkają do siebie - bo tak jakby chcieli zapytać o co chodzi tak naprawdę. Więc przemyślcie państwo w jakich wartościach wychowujecie swoje dziecko.

Przyszłość dziecka, pasja!

Pomyślcie jaką przyszłość dla niego widzicie, skupcie się na jego pasjach, na jego talentach, już u 3-latka, u 4-latka możecie widzieć talenty. I tak naprawdę człowiek XXI wieku ma mieć pasję i tę pasję rozwijać. Kto ma pasję i pracuje z pasją ten jest szczęśliwy.
Może powiem brzydko, może niewłaściwie, ale praktycznie - dobrze jest kiedy dziecko ma czerwony pasek w szkole, bardzo dobrze, ale jeżeli ono ma tylko czerwony pasek i nie ma żadnej pasji, to ten pasek spowoduje w przyszłości ogromną frustrację. Bo on się przyzwyczai do tego, ze on jest chwalony, bardzo mądry, na pierwszym miejscu, skończy szkołę i figa z makiem będzie. I będzie zgorzkniały i będzie nieszczęśliwy, bo nikt go nie chce tak naprawdę, bo nic mu w serduchu tak naprawdę nie gra, on nie ma nic do zaoferowania światu, który oczekuje od ludzi XXI wieku mnóstw rzeczy. Więc rozwijajmy w dzieciach pasję, to jest ważne.
Jeśli państwo zaplanujecie dla nich coś tam, to proszę sobie zrobić planowanie przyszłości - woltę do tej przyszłej chwili - co trzeba zrobić, jakie on musi rzeczy osiągnąć, żeby ten cel ostateczny był widoczny.

Telewizor to zło 

Na te 6 miesięcy - czy ile zostało do rozpoczęcia następnego roku szkolnego - wyciągnąć babciną makatkę, zasłonić telewizor! 80% małych dzieci małych w szkole - i przedszkolu, gdy jest trochę więcej pracy - ma problemy z koncentracją! Skąd się biorą kłopoty z koncentracją? Główną przyczyną jest to, że dzieci, które spędzają przed telewizorem więcej niż 15 - 20 minut dziennie i oglądają bajki typu miś uszatek, bajki, które mają duże płaszczyzny kolorystyczne i się poruszają niezbyt szybko, te dzieci mają - brzydko powiem albo konkretnie - przepalone bezpieczniki albo łącza, to jest nieodwracalne uszkodzenie. Oko dziecka nie jest przyzwyczajone do takiego migotania - barw, hałasu,  muzyki i tak dalej, obrazu i działa źle, nie umie się skoncentrować. Przypomnijcie sobie państwo jak przebiega proces widzenia, jakie to jest skomplikowane, jak to się dzieje - i dziecko musi dokonywać tego procesu w błyskawicznym tempie. A więc zasłonić telewizor - przejść na taśmę. Niech słucha bajek, bo to pobudza wyobraźnię, może rysować, może malować, my możemy słuchać razem z nim.

Samodzielność dziecka, konsekwencje zamiast kar

Dalej - nauczcie wasze dzieci podstawowej rzeczy, która jest im niezbędna. Zaobserwujcie wasze dzieci w przedszkolu czy tak właśnie jest. Dostajecie państwo opinie z przedszkola i są mamy, które czytają i mówią: "no to chyba nie moje dziecko". Dlatego że dzieje się coś takiego, że dziecko w przedszkolu odnosi talerzyk, przynosi, odstawia na miejsce itd. Przychodzi mama, ono siada, rozstawia ręce i czeka... I jest ubierane i mama wszystko robi itd itd  Ono nagle w środowisku rodzinnym przestawia w sobie coś, coś w sobie wyłącza - wyłącza w sobie samodzielność, a to nie tak.
Nauczmy dzieci odpowiedzialności za pewne rzeczy, konsekwencji i nie używamy słowa kara. Dzisiaj dzieci nie bardzo dobrze reagują na to słowo, raczej uczmy mądrzej,  że to jest konsekwencja, wszystko co robimy, zawsze, do końca naszego życia - będą tego konsekwencje. Jedne są bardzo dobre, przyjemne, a inne są przykre, ale też je trzeba ponieść.

Zakończenie

A przede wszystkim rozmawiajcie z ludźmi, którzy mają dużo do powiedzenia mądrych rzeczy, profesjonalistami, przyglądajcie się Waszemu dziecku, naprawiajcie przestrzeń wychowawczą domu rodzinnego, nauczcie dziecko, że nie wszyscy je muszą lubić, nie wszyscy się będą zachwycać tym co dziecko zrobi, włączcie państwo zdrowy, najzdrowszy rozsądek do wychowania.
I na zakończenie bardzo polecam, niezwykłą, ciekawą, inspirującą, książkę trenera biznesu.
A ta książka ma tytuł, którym chciałabym zakończyć dzisiejsze spotkanie z państwem - "Twoje dzieci to Twoja wina".
Życzę Państwu wszystkiego dobrego.
I życzę Państwu podjęcia dobrej decyzji.
Dziękuję bardzo.

piątek, 22 lutego 2013

Pszczółka Lilia :)

Hej.

Na Dworcu Zachodnim jest masa stoisk z tanimi gazetami.
Tam zakupiłyśmy pewnego dnia gazetkę dla dzieci "Pszczółka Maja i przyjaciele" z 02.06.2010.
W dziale Zrób to sam do wykonania była Maskotka z pomponików.


Wykonanie prezentuję na zdjęciach poniżej.
Miłego oglądania :)

1.  Zaczynamy od wycięcia tekturowych kółeczek - gazetka mówi, że o średnicy 2 cm, ale nasze były większe - 3,5 cm i owijamy kółeczka włóczką. To będzie główka pszczółki. Oryginalnie polecano kolor żółty. Ciekawe czemu? :/ ;) 


2. To przewlekanie nitki jest pracochłonne, raz mama, raz dziecko, raz mama, raz dziecko, czasem razem, aż w końcu stwierdziłam, że najlepiej zwinąć nitkę na 4 i pomóc sobie szydełkiem ;)


3. Tu fragment gazetkowej instrukcji, troszkę owinięte już małe kółeczka i wycięte - gotowe do owijania duże - u nas 6 cm średnicy - w instrukcji 3,5 cm.

 

4. Owinięte małe kółeczka z odciętą już nitką i kawałek tej nitki przygotowany do dalszych działań.


5. Przecinamy nitki wzdłuż kółeczek i w środku związujemy mocno nitką. 


6. Pozbywamy się papierowych kółeczek i mały pomponik - główka - gotowy. :)


7. Zabieramy się za owijanie większych kółek. Najpierw włóczka w czarnym kolorze, później znów żółta i znów czarna - jak widać na poniższej ilustracji ;) :D :D My miałyśmy fioletową i niebieską włóczkę i taka jest nasza pszczółka. Nawijałyśmy aż zapadła noc i dalsze robienie zdjęć już straciło sens.


8. Rozcinamy wzdłuż kółeczek włóczkę, związujemy pośrodku i mamy drugi pomponik. Łączymy jakoś sprytnie te pomponiki, doszywamy koralikowe oczka, skrzydełka z kawałka wstążeczki, tiulu czy co tam skrzydełkowego w zakamarkach mamy, doszywamy uśmiech i nasza pszczółka gotowa :) (Oryginalnie proponują przyklejenie oczu i uśmiechu, my doszyłyśmy.)




   



niedziela, 17 lutego 2013

Decoupage cz.II.

Wczoraj miałyśmy kolejne spotkanie wątkowe, tym razem u Ingi :)
Dla mnie przedłużyło się do dzisiaj. ;) Tak się zasiedziałam ;)
Efektem jest poniższe tekturowe pudełko.
Efekt bardzo mi się podoba. :)
Pozdrawiam.
Wierzch pudełka :) Eklektycznie.
Tył pudełka.
Dinuś kwiatkożerny ;)

Front pudełka.
Początkowo był tylko beżowy pasek ale aż tak rustykalnie nie planowałam.
Wena mnie poniosła i wyszło pudełko nierustykalne ;)
Mój ulubieniec z frontu :) :) :)
Jaki uśmiechnięty.
Śmieje się do motylków. ;)

Drewniane pudełko z Empiku...
...zmieniło się w "łączkę pełną motylków" :) 


sobota, 16 lutego 2013

Zerówka czy pierwsza klasa.

Wróciłam przed chwilą z konferencji dla rodziców dzieci 6-letnich.
Konferencja nosiła tytuł "Mamo, tato chcę do szkoły" i samo to daje do zrozumienia, że będzie to raczej propagowanie postawy "sześciolatki do szkół" niż zrównoważone podanie argumentów za i przeciw.
Przypada mi - rodzicowi - w udziale podjąć ważną decyzję, jeśli chodzi o przyszłość naszej córki (kiedyś było łatwiej, bo ktoś inny podejmował decyzję za rodziców ;) )
No więc stoję przed wyborem i chciałabym wybrać jak najlepiej, trudne to dla kogoś kto miewa problem z podjęciem decyzji czy iść na spacer czy nie iść... ;)
Zbieram fakty, opinie, dzielę przez 4, wytężam wzrok, wytężam słuch, chodzę na konferencje i będę oglądać szkoły podczas dni otwartych, w miarę możliwości z dzieckiem.

Dawno dawno temu byłam nastawiona na pierwszą klasę, młoda dobrze czyta, umie się zająć czymś przez dłuższą chwilę, no i nie rozpatrywałam w ogóle zerówki jako opcji.
Później wzięłam udział w prezentacji przeprowadzonej przez przedszkole, która to prezentacja tak mocno namotała mi w głowie, że straciłam jasne stanowisko na rzecz dylematów, obaw, niepewności.
W pewnej chwili sądziłam, że uratuje mnie jedynie rzut monetą. ;)
Dzisiejsza konferencja, prezentacja, występy dzieci znów przechyliły szalę na stronę pierwszej klasy, a rozmowa z przedstawicielkami najbliższej nam szkoły zrównała z ziemią to wszystko co zbudowała w mojej głowie sprytna prezentacja.

Podczas konferencji pierwsze klasy złagodzono chyba najbardziej jak się dało - klasa podzielona na część do uczenia się i część rekreacyjną, brak sztywnych ram czasowych, dzwonki tam jakieś są, więc dzieci są do nich przyzwyczajane, ale to nie pociąga za sobą sztywnego siedzenia w ławkach przez 45 minut i 10 minutowej przerwy. No w ogóle miło, kolorowo, same plusy.

Poza salą szkoły miały rozstawione swoje stanowiska - można było pytać, rozmawiać, czytać o poszczególnych szkołach. Pierwszy kontakt z osobą uczącą ze szkoły i już sprzeczność komunikatów.
8 godzina start lekcji i nie ma to tamto, siedzą 45 minut i się uczą. 1 klasa to obowiązek, nie ma, ze nie mam ochoty odrobić pracy domowej, a pani zadała z polskiego, matematyki i środowiska.... są oczywiście klasówki, kartkówki jak to w szkole.... CO?! Sześciolatek co zmienia przedszkole na szkołę, ma być wciśnięty nagle w taki rygor szkolny? Gdybym zatrzymała się na tym co widziałam w prezentacji, znów byłoby w mojej głowie spokojnie (ja-naiwna i łatwowierna), a teraz znów nie wiem :(

Najbardziej niepokoi mnie to, że tak dużo niby piszą... Moja nie da sobie przetłumaczyć, żeby rękę położyć przy pisaniu czy kolorowaniu, więc wisi ta ręka w powietrzu, a litery możecie sobie wyobrazić jakie są... Nie boję się o brak jej zainteresowania nowymi rzeczami, informacjami, mam przeczucie, że będzie ciekawa. No i te emocje....

"Jeśli czujecie państwo, ze wasze dziecko dojrzało do tego, żeby zacząć etap edukacyjny, to absolutnie 1 klasa. Jeśli są jakieś sprawy związane z emocjami - to lepiej do zerówki." U nas są sprawy związane z emocjami, bo to nerwus jest i Zosia Samosia co nic nie da sobie pokazać, bo nie lubi jak ktoś daje do zrozumienia, ze ona czegoś nie umie, nawet jak rzeczywiście nie umie! Ona zrobi po swojemu. Ręce opadają, bo przecież chcę dobrze.

Przypomniało mi się jeszcze jedno śmieszne zdanie: "Rodzic zna swoje dziecko najlepiej."
Ahahahaha, bzdura nad bzdurami. Kiedyś dużo dopytywałam panią w przedszkolu jak moje dziecko się sprawuje i słysząc za kazdym razem, ze super sądziłam, że pani chyba nawet na nią nie patrzy, skoro mi takie informacje - pewnie na odwal się - sprzedaje. Kiedy mówiłam jej z jakimi problemami mierzymy się w domu, patrzyła na mnie jakbym niezłą miała wyobraźnię... Pewnego dnia przyszłam przed przedstawieniem z rajstopkami dla Młodej. Zostałam zgarnięta do pomocy przy ubieraniu dzieci.
Po imprezie podeszła do mnie pani i powiedziała: "Dopiero teraz widzę, że mówiła pani prawdę, bo muszę przyznać, ze wcześniej pani nie wierzyłam. Przy pani ona zupełnie inaczej się zachowuje."
No i weź tu teraz człowieku powiedz, ze znasz swoje dziecko, skoro ono gdzies indziej jest grzeczne, spokojne, karne, a w domu pokazuje pazury, kłóci się, poucza i najlepiej ustawiałaby wszytkich po kątach i przeforsowywała swoje reguły - na przykład żarcie słodyczy od rana do nocy zamiast zwykłych posiłków. "Jak tam z jedzeniem prosze pani, zjada coś w tym przedszkolu?" - "Ależ naturalnie, bardzo ładnie je, wszystko zjada." No jak bum cyk cyk, przedszkolanka mówi o innym dziecku, u nas każda jedna potrawa dostaje etykietkę FUUJ i jedyne co gotujemy w tym domu, to rosół, bo tylko rosół jest tolerowany - i to rosół klarowny, bez żadnych drobinek mięsa czy warzyw w talerzu........ :/ Rzeczywiście znam swoje dziecko najlepiej...

Co do powyższego akapitu miałam jeszcze jedno cenne doświadczenie.
Spośród swoich przedszkolnych koleżanek i kolegów Młoda zaprosiła pięć koleżanek.
Przez 4 godziny miałam możliwość obserwować co dzieje się w tak małej grupie, jak funkcjonuje Młoda, a także... jak bardzo się mylę wyciągając wnioski na temat dzieci z widzenia ich w przelocie, gdy odbieram swoje szczęście z przedszkola. Szczególnie jedno dziewczę, które miałam za ciche i spokojne, ukazało swe drugie rozrabiackie oblicze - cicha woda brzegi rwie - byłam w szoku, ze tak zmyliła mnie jej powierzchowność. Czy w związku z tym mam podpisywać się nogami i rękami pod postulatem, że ja rodzic - znam swoje dziecko najlepiej? Bo mi się wydaje, że to guzik prawda. Na potrzeby domowe zachowuje się po domowemu, w przedszkolu dostosowuje się i zachowuje po przedszkolnemu, a na imprezie - hulaj dusza piekła nie ma - przy czym 6-latki nie piły alkoholu.... Ja chyba zwariuję przez to macierzyństwo. Musze koniecznie znaleźć jakąś mega pochłaniającą pasję, bo w przeciwnym razie będę wychodzić z siebie i stawać obok za każdym razem gdy moja pociecha będzie wychodzić ze znajomymi z domu...
Nawet nie chcę myśleć o tych przyszłych czasach...

Wracam jeszcze do konferencji.
http://przedszkolenr341.szkolnastrona.pl/download.php?f=list-burmistrza-2012-zaproszenie-konferencja.jpg
(Zajęcia bez podziału na lekcje... jasne - w reklamie tylko... )
Po co w ogóle zmienia ktoś system, w którym dzieci szły do szkół od 7 roku życia?

Bo... uwaga uwaga.... bo w chinach uczą sie już od 5 roku życia i musimy dać szansę naszym dzieciom na bycie konkurencyjnym w stosunku do chińskich dzieci....
Argument powalający....

No takie czasy. A skoro nie  jesteśmy tymi, którzy ustalają porządek tego świata, tylko tymi, którzy muszą się zastosować, to się adaptujemy do narzuconych wymagań z lepszym lub gorszym rezultatem.
Dzieci mają tą przewagę, że w tym adaptowaniu się do świata są naprawdę elastyczne.

Ciekawym punktem konferencji było wystąpienie Pani Elżbiety Wasiak - Kowalskiej - pedagoga i terapeutki. Powiedziała mnóstwo mądrych rzeczy o rozwoju i uczeniu się dzieci, a także przystosowaniu się dorosłych :lol:, o tym co należy w dzieciach kształtować po to, żeby w przyszłości dały sobie radę. Powiedziała tak dużo mądrych, ciekawych rzeczy, że jej wypowiedzi poświęcę chyba osobny post. Poleciła na koniec książkę "Twoje dzieci to twoja wina" - Larry Winget. Opis książki na stronie empiku sprawia wrażenie, że będzie to ostra pozycja - cytuję stąd: " Większość rodziców nigdy się jednak nie zastanawia, jakim dorosłym będzie ich dziecko w przyszłości. Świetnie się bawią poczynając dzidziusia, ale planu odnośnie „produktu końcowego” nie mają."

Nawet nie zaczęłam czytać, a już mam bunt w mózgu - o tym też mówiła Pani pedagog - co z tą nagonką sprzed lat, żeby nie wybierać za dzieci ich przyszłości, bo tworzymy dorosłego, który jest nieszczęśliwy, znerwicowany i z pretensjami?... Mam nadzieję, że książka poda jakąś ścieżkę postępowania, rozjaśni zawiłości wychowawcze, będzie światełkiem w tunelu.
Mogłabym tu pisać wiele, bo w ciągu półgodzinnego wystąpienia Pani Elżbieta poruszyła wiele kwestii. Ta osoba ma wiele mądrości, po prawdzie nie namawiała na 1 klasę, lecz trzymała się zwyczajnie tematu konferencji, jej wystąpienie było bardzo ciekawe.

Wystąpienia dorosłych przeplatały się z występami dzieci - fantastycznie jest patrzeć na to. Mojego dziecka tam nie było, ale i tak łezka kręciła mi się w oku. Pszczółki śpiewały, że szkoła to nie zawsze miód ;) a baletniczki popisywały się swoimi umiejętnościami - taką gwiazdę moje dziecko chciałoby umieć zrobić. ;)

Podsumowanie?
Tak, pierwsza klasa - przystosuje się.
Powyższe zdanie jest efektem propagandy i pokazuje jak łatwo da się zmanipulować mój mózg, bym niczym owca podążyła w omamieniu fajnością szkolną, na którym to omamieniu narodu najbardziej zależy rządowym sępom. 
JEŚLI W JAKIMŚ TEMACIE POJAWIA SIĘ PROPAGANDA, TO OTO SYGNAŁ, ŻE RZĄD PRAGNIE PRZEPCHNĄĆ COŚ CZEGO NARÓD BEZ OMAMIENIA NIE KUPI!! I TO DZIEJE SIĘ TEŻ TERAZ.

A MY JESTEŚMY NICZYM DURNE OWCE, KTÓRE POSŁUSZNE SA Z RACJI BYCIA OWCAMI. 


A największą pracę będę musiała wykonać na samej sobie.
To nieporozumienie wymagać od dziecka, żeby stawało na baczność słysząc budzik, kiedy mama - czyli ja - przestawia ten budzik 10 razy zanim otworzy choć jedno oko...
Wiele zmian, wiele zmian.
Dziecko, trzymam za Ciebie kciuki.

Z tą burzą w głowie jadę do moich wątkowych koleżanek na decoupage cz. II.
Będę zajęta ciekawymi rozmowami, a tył/przód :/ głowy będzie porządkował te ostatnie wnioski i przemyślenia.
Nie jest łatwo być rodzicem.
Pozdrawiam Was.
Pa!

PS. Aha- coś jeszcze - w marcu jest rekrutacja - nie ma szansy zastanawiać się nad tą sprawą do września - decyzję trzeba podjąć w zasadzie już. Po prawdzie decyzję trzeba podjąć, a zastanawiać się można choćby przez 50 kolejnych lat ;)