czwartek, 19 czerwca 2014

Torebusia.

Trwa Tydzień Próbowania Czegoś Nowego.

Gdy pomyślałam o szyciu, wstąpiła we mnie energia.
Nie mam maszyny, machałam ręką.
Trzy dni.

Oto krótki (średniej jakości) fotoreportaż z różnych stadiów szycia.
I rezultat.

Uwielbiam tę torebkę.
Pozdrowionka.














Wzorowałam się na pewnej torebce sprzed 15 lat, która służyła mi baaardzo długo, aż się wysłużyła. Ten model można nosić na jednym ramieniu, ale nade wszystko cenię możliwość przełożenia jej przez głowę i oswobodzenia rąk, również z ciągłego poprawiania torebki na ramieniu. Wewnątrz głównej kieszeni na suwak i w dwóch wierzchnich kieszonkach jest podszewka (zrobiona z nieużywanej poszewki na poduszkę), natomiast sama torebusia jest uszyta z jednej starej pary jeansów. Jeszcze szczątki zostały. Jestem zadowolona, choć spodziewałam się, że będę bardziej się cieszyć. ;)

Lubię to dzieło. 
Buziak.
Pa!

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozmowa kwalifikacyjna VIII

Rozmowa kwalifikacyjna na stanowisko kierownik / zastępca kierownika sklepu.

Etap I

Ogłoszenia o pracę były na portalach internetowych, odpowiedź i zaproszenie na rozmowę było wysłane zbiorczo pocztą. Rekrutacja odbywała się w hotelu. Najpierw informacje w sali konferencyjnej, później I etap rekrutacji w grupach, następnie II etap rekrutacji - rozmowa indywidualna - 25 -minutowa.

I etap rekrutacji - praca grupowa.

Grupa osób poproszona została o zgięcie kartek na pół, później połówek na pół, następnie o napisanie swojego imienia i pierwszej litery nazwiska i ustawienie tych kart obok siebie przodem do rekrutującego. Następnie rekrutujący przeczytał instrukcję do pierwszego zadania, podał grupie zadania do wykonania
i ustawił odmierzacz czasu.

Zadanie 1
Zadanie polegało na wypisaniu serii spraw, za które przyznałabym pracownikowi żółtą kartkę i serii spraw, za które przyznałabym czerwoną, zgodnie z zasadą - żółta kartka - ostrzeżenie, czerwona kartka - zejście z "boiska".
Następnie należało w grupie wybrać trzy sprawy, za które jest żółta kartka i trzy, za które jest czerwona, spisać na oddzielną kartkę i podać prowadzącemu.
W dalszej kolejności był czas na to, żeby osoba, która nie zgadza się ze zdaniem grupy wpisała, z czym się nie zgadza i dlaczego.

Zadanie 2
Zadanie polegało na przyporządkowaniu liczb od 1 do 5 sprawom, zgodnie z zasadą, że 1 otrzymuje sprawa najważniejsza, 5 otrzymuje sprawa najmniej ważna. Te sprawy to:
Obsługa klienta.
Porządek w salonie.
Dbanie o mienie firmy.
Dokładanie towaru na półki.
Dbałość o magazyn.
Następna część zadania to ustalić zdanie grupy, spisać kolejność spraw na oddzielnej kartce i oddać prowadzącemu.
W trzeciej części zadania należało wpisać wartość bezwzględną z różnicy między kolejnością wyznaczoną przez grupę a kolejnością wyznaczoną indywidualnie, następnie zsumować ją i kartki oddać prowadzącemu.

Zadanie 3
Zadanie trzyetapowe.

W pierwszym etapie należało ustalić kolejność zadań i przyporządkować im cyfry od 1 do 5 (1 - najbardziej pilne, 5 - najmniej pilne), następnie przy każdym zadaniu napisać jedno z trzech słów - zaraz, dzisiaj, jutro. Te zadania to:
Przyjęcie towaru do magazynu.
Wyłożenie towaru bieżącego.
Wskazanie klientowi towaru, którego poszukuje.
Zgłoszenie usterki kasy fiskalnej.
Porządek w pomieszczeniu socjalnym.

W drugim etapie należało wypisać 5 możliwych rozwiązań dla problemu: niska sprzedaż w sklepie.

W trzecim etapie należało wypisać 6 możliwych powodów problemu: grupa nie może się zgrać.


Etap II - rozmowa indywidualna.

Jak motywowałabym pracowników (pozafinansowo)?
W swojej poprzedniej pracy skąd czerpałam informacje na temat tego, co mam do zrobienia?
Jak przeprowadziłam bym rozmowę z pracownikiem, który nie wywiązuje się z obowiązków?

Następnie prowadzący dał mi fragment rozporządzenia, na jego podstawie miałam rozwiązać test, następnie napisać rozporządzenie w formie 3 zwięzłych stwierdzeń, w jakich streściłabym je pracownikowi.

Rozporządzenie dotyczyło ochrony przed kradzieżą ze strony pracowników. Przeszukiwanie toreb przed wejściem i przed wyjściem, kasjer zawsze zalogowany na swoim haśle i nie wolno mu obsługiwać swoich krewnych i znajomych, po załączeniu alarmu do sklepu można wejść tylko za zgodą Kierownika Rejonu i tylko w wyjątkowych przypadkach. Coś jeszcze, że transakcję można anulować tylko przy asyście Kierownika lub Kasjera Dyżurnego czy Jakiegośtam.

Na całe zadanie był czas 3 minuty.
Każde zadanie było na czas, po upływie czasu prowadzący prosił o zaprzestanie pisania i odłożenie długopisów.

Rozmowa kwalifikacyjna VII                                                         Rozmowa kwalifikacyjna IX                                                        

czwartek, 29 maja 2014

Rozmowa kwalifikacyjna VII

Rozmowa na stanowisko kasjer-sprzedawca - duża firma sieciowa.
Ogłoszenia o pracę były na portalach internetowych, odpowiedź i zaproszenie na rozmowę było wysłane zbiorczo pocztą. Rekrutacja odbywała się w hotelu. Najpierw informacje w sali konferencyjnej, później I etap rekrutacji w grupach 10-osobowych, następnie II etap rekrutacji - rozmowa indywidualna - 15 -minutowa.

I etap rekrutacji.

10 osobowa grupa osób poproszona została o zgięcie kartek na pół, później połówek na pół, następnie o napisanie swojego imienia i pierwszej litery nazwiska i ustawienie tych kart obok siebie przodem do rekrutującego. Następnie rekrutujący przeczytał instrukcje według których będzie odbywać się rekrutacja, mianowicie, że pierwsza osoba czyta pytanie, cała grupa ustala odpowiedź, która zadowala wszystkie osoby, osoba, która czytała pytanie przekazuje rekrutującemu odpowiedź. Oto kolejne pytania, mające obrazować sytuacje, z jaką może spotkać się osoba pracująca na stanowisku kasjer-sprzedawca w tym sklepie:

  1. Widzisz kolegę, który kradnie skarpetki (cena 5,99), wiesz, że nie stać go na ich zakup.
  2. Słyszysz, że koleżanka kolejny raz o tobie plotkuje.
  3. Jedziesz do pracy, jesteś już 15 minut spóźniona, stoisz w korku, wiesz, że dzisiaj kierownik ma dzień wolny.
  4. Klient sklepu obraża cię i krzyczy do ciebie.
  5. Jest koniec twojego czasu pracy, widzisz, że koleżanka nie wykonała polecenia kierownika, którym było rozwieszenie plakatów reklamowych.
  6. Na zakupach w sklepie odzieżowym spotykasz koleżankę, która jest na zwolnieniu.
  7. Boli cię głowa a do wykonania jest dużo pracy tego dnia.
  8. Od jednego z pracowników czuć brzydki zapach.
  9. Kierownik któryś raz z rzędu odrzuca twoją prośbę o uwzględnienie dnia wolnego w grafiku.
10. Klient chce kupić 5 koszulek, a półce są tylko 2.
11. Podczas inwentaryzacji stwierdzono dużą ilość towaru, który nosi cechy zniszczenia.
12. Kierownik przydzielił ci zadanie, którego nie umiesz wykonać.

II etap rekrutacji - rozmowa indywidualna.

Pytania dotyczyły CV, ostatniego miejsca pracy - obowiązków w tej pracy, dlaczego współpraca się zakończyła, dotyczyła też miejsca pracy o zbliżonym profilu do oferowanego. Znów jakie były obowiązki w tej pracy, co się stało, że już tam nie pracuję. Dalej:
- co robiłam po ostatniej pracy
- w tej pracy o podobnym profilu - co mnie tam zaskoczyło, co mi się tam najbardziej podobało
- ze wszystkich prac jakie miałam, którą wspominam najlepiej

Rozmowa toczyła się sama, bo Pan rekrutujący był komunikatywny, sympatyczny i wydawał się być zainteresowany swoim rozmówcą jako osobą w ogóle.

To było bardzo pozytywne doświadczenie.

Rozmowa kwalifikacyjna VI                                                         Rozmowa kwalifikacyjna VIII


wtorek, 27 maja 2014

"Uważność" - Ronald D. Siegel



"Uważność" - Ronald D. Siegel


Rozszerzony tytuł książki brzmi "Uważność - Trening pokonywania codziennych trudności".

Kiedyś czytałam książkę pod tytułem "Fragmenty nieznanego nauczania" - autor - Piotr Demianowicz Uspieński. Taka to teoria wszechświata, że zdziwienie powiększa się ze strony na stronę, a całość zakrawa o jakieś sekciarstwo. Tak czy inaczej z rosnącym zaciekawieniem przebrnęłam przez opasłe tomisko i jedną z cennych rzeczy, jaką wyciągnęłam z tej książki było doświadczenie zatytułowane "pamiętanie siebie".

 "Pamiętanie siebie" polegało na tym, żeby towarzyszyć sobie we wszystkim, co się robi i zaskakujące bywa, jak często umysł ucieka i nagle łapiesz się na tym, że znów nie byłaś myślą ze sobą, tylko gdzieś tam.

Emi dała pozytywne opinie o książce "Uważność". Zachęciła mnie. Po przeczytaniu jej postów związanych z książką i stosowaniem w życiu praktyki uważności, przypuszczałam, że to jest związane z "pamiętaniem siebie". Nie myliłam się. Jest.

Nie będę sama pisać wiele o książce, niech mówią za siebie cytaty, które wybrałam.
Kilka fragmentów: "Uważność" Ronald D. Siegel

"Żyjemy zagubieni w myślach, częściej myśląc o życiu niż doświadczając go."
!! str.30

"Źródłem większości form cierpienia psychicznego jest unikanie [...] nazywają tę tendencję unikaniem nawykowym [...] Problem polega na tym, że większość rzeczy, które pomagają nam szybko poczuć się lepiej, na dłuższą metę powodują, że czujemy się dużo gorzej." 
Prokrastynacja? str.64

"Praktyka uważności polega na obserwowaniu, co nasz umysł robi przez cały czas, także na byciu świadomym tego, że myślimy, kiedy myślimy. Zamiast pozbywać się myśli, nabieramy do nich dystansu, zauważamy, że myśli są po prostu myślami, a nie odbiciem zewnętrznej rzeczywistości."
str.77

"Koncentracja jako podstawa uważności jest kamieniem milowym na drodze do zdrowia psychicznego." Str. 84

"Większość ćwiczeń koncentracji ma ten sam schemat. Najpierw wybieramy obiekt koncentracji. Następnie za każdym razem, kiedy zauważymy, że nasze myśli oddalają się od tego obiektu, łagodnie sprowadzamy je do niego." Str.84

"Większość z nas jest przerażona, kiedy podczas pierwszej medytacji odkrywa, jak rozbrykany jest umysł." Str. 85
Dokładnie! :)

Książkę polecam.

poniedziałek, 26 maja 2014

Tydzień Wymarzonego Stylu Życia.

Pamiętasz 30 Days To  Change x 7 ?

Jeśli nie, to kliknij tu i sobie poczytaj. 

Dziś zaczynam Tydzień Wymarzonego Stylu Życia. 

Zapraszam, dołącz do mnie. :)



Dla tych co zaczynają i chcą dołączyć:
1. Diagram kołowy podziału czasu.

2. Rejestr czasu.

O tym mogło nie być. Jest to tabelka, w pionie ma półgodzinne odcinki czasowe, w poziomie dni tygodnia. Wypełnia się ją przez tydzień. Jest to opcja dla tych, którzy wypełniając diagram kołowy nie mają pojęcia, na co przeznaczają swój czas. Skontaktuj się ze mną mailowo, jeśli chcesz, żebym wysłała Ci gotową do wydruku tabelkę w PDF. W tytule maila napisz: REJESTR CZASU. Adres: matbaza małpa onet.eu

Nic wielkiego - ot tabelka. A jednak potężne narzędzie.
Robiłam to będąc na trzymiesięcznej terapii grupowej.
Po pierwsze widzisz, na co przeznaczasz czas.
Po drugie widzisz, że nawet jeśli myślisz, że nic nie robisz, to coś robisz.
Po trzecie dzień dzieli się na bloki, jakieś powtarzalne rutynowe czynności - praca czy szkoła, wieczorne przygotowanie się do snu, itp. 

Wypełnia się go przez tydzień.

Kiedy rejestr czasu pokaże Ci prawdę o Tobie, możesz wrócić do uzupełniania diagramu. 
I nie martw się, że ten Zielony Tydzień nie okaże się Wymarzonym.
Któryś się nim okaże. Od czegoś trzeba zacząć. 

Pozdrowienia. 

piątek, 16 maja 2014

Rozmowa kwalifikacyjna VI

VI rozmowa kwalifikacyjna - rekrutacja na stanowisko laboranta chemicznego. (maj 2014)

Do tej pracy dostałam skierowanie z Urzędu Pracy.
Zgodnie z wcześniejszym postanowieniem była to pierwsza rozmowa, na którą przyszłam ubrana zwyczajnie. Nie w białej bluzce i obcasach, ale w jeansach, swetrze, płaskich, zwykłych, nawet nieco zniszczonych butach. Pogoda moja ulubiona, czyli plucha i duży wiatr. Półgodzinny spacer w takich warunkach w moich butach na obcasie byłby niefartem.


Weszłam do firmy, zapytałam o pana X.
Pana X nie było, bo był gdzieś na hali.
Poproszono pana X.
Pan X przyszedł za 10 minut i orzekł:
- Dziwne, nikt do mnie nie dzwonił informować mnie o tym spotkaniu.
- A to nie z panem rozmawiałam dwa dni temu i umawiałam się na 10?
- A, no tak.
- Tu oto mam skierowanie do pracy z Urzędu Pracy i oto jestem.
- CV jakieś jest?
- Naturalnie, że jest.
- Hm, no tak, politechnika, no tak, inżynieria, no tak, języki obce, hm, no tak, laboratorium. Pani to powinna w jakiejś super firmie pracować.
- No to przyszłam do super firmy pracować.
- Ale my kiepsko płacimy.
- Ile płacicie?
- Minimalną krajową.
- To i tak dużo płacicie, jak na obecne warunki.
- Ale my to potrzebujemy taką osobę po technikum...
- Ja chętnie się nauczę u was nowych rzeczy.
- Na początku dajemy umowę zlecenie.
- Może być.
- 8 godzin dziennie, ale czasem potrzeba zostać dłużej.
- Nie widzę problemu. Mąż pracuje w domu, dziecko zawsze ma z kim zostać.
- Ja tu pani wpiszę "brak kwalifikacji" i proszę tego nie brać do siebie. Pani niech powie w urzędzie, że już kogoś mamy. Nam tu przyszło dużo ofert od kandydatów, o tu mamy panią, też bardzo chętna, nawet na produkcję.
- Zanim pan wpisze - w sumie jakie jest uzasadnienie niezatrudnienia mnie?
- Zbieramy oferty i z początku dajemy umowę zlecenie. W urzędzie pani powie, że już kogoś mamy, a my się będziemy do wybranych kandydatów odzywać. Osoba na tym stanowisku miesza kolory w celu uzyskania tego pożądanego przez klienta. Jaki kolor się uzyska mieszając czerwony z zielonym?
- Buraczkowy? Brudny szary?  ( :/ )
- Tu są próbniki i my te próbniki musimy wykonać, czasem bardzo dużo, a pracujemy 24/24, cały czas.
- Rozumiem. To wygląda na ciekawe zajęcie, chętnie się nauczę. Czy mój brak doświadczenia będzie przeszkodą?
- Nie, nie, to jasne, że na początku będzie pani chodzić z kimś, kto już się tym zajmuje.   O pracownia fizyko-chemiczna w wodociągach! Miareczkowanie, mieszanie, to wszystko ma pani w małym palcu rozumiem.
- No jasne.
- Ja tu pani stawiam trzy plusy, zaznaczam sobie, że pani jest chętna. Później zgłaszam  to właścicielowi firmy, bo ja nie jestem właścicielem, on podejmie decyzję i będziemy oddzwaniać.
- Proszę sobie zaznaczyć na tym cv, że nawet jeśli z tej rekrutacji nic nie wyjdzie, to nadal jestem chętna na podjęcie pracy w tej firmie, nie koniecznie w laboratorium.
- Zaznaczyłem sobie, będziemy się odzywać.
- Do widzenia.
- Do widzenia.

No i co sądzicie?

Rozmowa kwalifikacyjna V                                              Rozmowa kwalifikacyjna VII 

Rozmowa kwalifikacyjna V

V rozmowa - rekrutacja na stanowisko sprzedawcy w sklepie odzieżowym Mohito.

1. Proszę powiedzieć coś o sobie.
2. Dlaczego zakończyła się współpraca z poprzednim pracodawcą?
3. Dlaczego zakończyła się współpraca z jeszcze poprzednim pracodawcą?
4. Jakie były pani obowiązki w poprzedniej pracy?
5. Jakie były pani obowiązki w jeszcze poprzedniej pracy?
6. Czy jest pani klientką salonu Mohito?
7. Co pani wie o naszej firmie?
6. Co pani uważa za ważne w pracy sprzedawcy w salonie takim jak nasz?

Pani, niczym niczym nieskrępowana krowa, żuła sobie gumę...
Wtedy postanowiłam, że to ostatnia rozmowa, na którą odwalam się jak na biznesowe spotkanie.
Najwidoczniej w Polsce powitaliśmy trend przeprowadzania rozmów biznesowych w dresie lub w jeansach i z gumą do żucia. A co.

Rozmowa kwalifikacyjna IV                                                            Rozmowa kwalifikacyjna VI


Rozmowa kwalifikacyjna III - Etap 2.

Etap 2 - z inną osobą. (rozmowa godzinna)


1. Proszę opowiedzieć o swoim doświadczeniu zawodowym - technicznym.
2. Co wniosłaby pani swoją osoba do firmy?
3. Czy ustala sobie pani cele do zrealizowania, jakie, dlaczego takie i co z tego wynika?
4. Co pani dały studia?
5. Co się działo, że nie pracowała pani po studiach?
6. Czy jest pani mężatką?
7. Czy planuje pani powiększenie rodziny?
8. Jak by pani określiła swoje dzieciństwo?
9. Czym zajmowali się pani rodzice i czy z sukcesem?
10. Czy wolałaby pani być pracobiorcą czy pracodawcą?
11. Czy woli pani pracę samodzielną czy w grupie?
12. Jak by pani motywowała swój zespół gdyby była kierownikiem?
13. Czy gdyby pani pracowała w grupie powiedziałaby koledze: "słuchaj, nie podoba mi się to co robisz"?
14. Czy powiedziałaby pani szefowi: "nie podoba mi się szefa dzialanie/zachowanie"?
15. Jaka jest pani motywacja do pracy?
16. Czy w domu jest pani głową czy szyją?

Efekt: ZATRUDNIONA.

Etap 2. (rozmowa godzinna)
1. Proszę opowiedzieć o swoim doświadczeniu zawodowym - technicznym.

Ha! Świetne pytanie na początek, bo aplikując tam nie miałam żadnego technicznego doświadczenia zawodowego. Czułam się jakby ktoś właśnie rzucił mi kłodę pod nogi i patrząc z góry dawał wyraz temu, że tej pracy nie dostanę. Czasem takie trudne pytanie na początek nie jest złe, bo później jest się już wyluzowanym, skoro się w swoim mniemaniu poległo. A mi się zdawało, że to pytanie i następne właśnie mnie położyły na amen.
Niestety nie mogę pochwalić się jeszcze żadnym technicznym doświadczeniem zawodowym, mam zamiar zdobyć je w tej firmie.

2. Co wniosłaby pani swoją osoba do firmy?

Ha, następne dobre pytanie. Kubek do kawy.
Do firmy wniosę energię, zaangażowanie, chęć do uczenia się, może własne pomysły.

3. Czy ustala sobie pani cele do zrealizowania, jakie, dlaczego właśnie takie cele i co z tego wynika?

Tak, ustalam sobie. Na przykład czapka na szydełku lub zapisanie się na zajęcia z jogi.
Czapka - zakup odpowiedniej włóczki, tutorial, szydełko i trochę czasu.
Joga - zaczęłam od przejrzenia ofert zajęć z jogą i na razie byłam obejrzeć jedną salę do ćwiczeń. Nie podobała mi się, będę sprawdzać następne.
Tu padło pytanie sugerujące, że rekrutujący chce czytać między wierszami i ciągnąć za język.
Powiedział, ze szydełko rozumie, bo to tworzenie, a dlaczego joga, czy ku rozładowaniu nadmiaru stresu?
Tak, również ku rozładowaniu stresu, ale głównie ku wyciszeniu się i po to, żeby w zgiełku dnia, tygodnia znaleźć godzinę tylko dla siebie, jak również po to, żeby ulżyć sobie w czasem pojawiających się dolegliwościach kręgosłupa. Orzekł, że trzeba poćwiczyć na mięśnie brzucha, bo joga raczej nie pomoże...(takie rozmowy kwalifikacyjne tez bywają).

4. Co pani dały studia?

Nosz cholera, co mi dały? Dokument, że mam wyższe wykształcenie. Kropka.

To pytanie wymaga zastanowienia, przynajmniej w moim przypadku. Studia dały mi przyjaciół, ale chyba nie o to rekrutującemu chodziło. Studia, studia, studia, co mi dały studia?
Studia dały mi przegląd wiedzy teoretycznej, sprawdzenie się w robieniu projektów, w tym sprawdzenie się w pracy w grupie, dały mi umiejętność działań w laboratoriach, umiejętność robienia sprawozdań i protokołów, zaznajomiły mnie z programami komputerowymi typu AutoCAD, MathCAD. Nauczyły mnie wytrwałości, działania mimo stresu, dały też wiele satysfakcji, wyjaśniły wiele ciekawych zjawisk natury i pokazały rozmaite rozwiązania techniczne.
Nie jestem zadowolona z tej odpowiedzi nawet teraz, kiedy udzielam sobie jej nie w warunkach stresowych...

5. Co się działo, że nie pracowała pani po studiach?

Prawda jest taka, że bałam się wysyłać CV z powodu braku doświadczenia i to jeszcze w moim wieku. Imałam się prac poniżej swoich kwalifikacji - hm, czy ja mam kwalifikacje? - bo bałam się zrobić z siebie idiotkę na rozmowie w sprawie pracy. Bałam się tego, że nic nie wiem, nic nie umiem, do niczego się nie nadaję. Dlatego proszę pana nie pracowałam po studiach.
Nie miałam odzewu na swoje CV, zajmowałam się swoim dzieckiem i udzielałam korepetycji z przedmiotów ścisłych dla uczniów gimnazjum i szkoły średniej.

6. Czy jest pani mężatką?

Nie, ale jestem w stałym związku. (To pytanie nie powinno paść na rozmowie kwalifikacyjnej, tak samo jak następne. Być może było to sprawdzenie asertywności, ale nie wiem na pewno.)

7. Czy planuje pani powiększenie rodziny?

Nie planuję powiększania rodziny.
(Komentarz rekrutującego:
- Dlaczego? Jest pani dojrzałą kobietą, niektóre panie decydują się na takie świadome macierzyństwo w tym wieku.
- Swoje dziecko urodziłam mając 30 lat, a nie naście, i decyzja o dziecku była decyzją świadomą. Rodzicielstwo jest trudnym i wymagającym zadaniem, nie mówię, że mnie przerosło, ale nie zdecyduję się już na drugie dziecko.)

8. Jak by pani określiła swoje dzieciństwo?

Jezu, naprawdę?
Zamilkłam, poważnie.
Rekrutujący na to orzekł, że on by powiedział o swoim dzieciństwie, że było bardzo szczęśliwe, na co panu serdecznie pogratulowałam. Może to jest wskazówka jak opowiadać o swoim dzieciństwie, jeśli takie pytanie padnie na rozmowie o pracę....

9. Czym zajmowali się pani rodzice i czy z sukcesem?

Że niby jabłko niedaleko pada od jabłoni?
Ojciec ma własną działalność gospodarczą, wiele już lat, ale bez spektakularnych wyczynów, matka była kierownikiem administracyjno-gospodarczym, obecnie na zasłużonej emeryturze, jest kobietą bardzo zaradną życiowo.

10. Czy wolałaby pani być pracobiorcą czy pracodawcą?

Myślę, że pracobiorcą. Decydować o zatrudnieniach bądź o losach pracowników nie jest raczej w moim guście.

11. Czy woli pani pracę samodzielną czy w grupie?

Sprawdzam się i w takiej pracy i w takiej. Preferuję pracę w grupie jednak nad odrębną częścią projektu.

12. Jak by pani motywowała swój zespół gdyby była kierownikiem?

Myślę, że sam kierownik powinien być zaangażowany i pełen entuzjazmu, bo przykład płynie z góry. Zapewne pozytywna informacja zwrotna dobrze robi, ustalanie konkretnych celów i wzajemne wsparcie.
(Lelum polelum, skąd mam to wiedzieć?)

13. Czy gdyby pani pracowała w grupie powiedziałaby koledze: "słuchaj, nie podoba mi się to co robisz"?

Tak, powiedziałabym. (Pytanie o asertywność - guzik, nie jestem asertywna.)

14. Czy powiedziałaby pani szefowi: "nie podoba mi się szefa działanie/zachowanie"?

Tak, powiedziałabym.
(Powiedziałam i co? I już nie pracuję, hahaha :D Nie warto mówić szefowi, że się nie podoba jego zachowanie. On jest szefem w końcu. No chyba, że to zachowanie jest wybitnie podpadające pod kodeks karny, wtedy nie warto nawet pracować dla takiego szefa, wiec tym bardziej mówienie o tym, co się nie podoba w jego zachowaniu jest wskazane.)

15. Jaka jest pani motywacja do pracy?

Zdobywanie doświadczenia, rozwój, samorealizacja, satysfakcja, aktywność, poznawanie nowych ludzi, nowe wyzwania,  (oraz pieniądze).

16. Czy w domu jest pani głową czy szyją?

Hę? Ja wydaję polecenia i mną się manipuluje czy manipuluję wydającym polecenia?
Ani tak ani tak. Jest głowa i szyja, obydwa w postaci mojego męża i jestem sobie ja, która buja w obłokach bez powiązania ze światem realnym.
Na rozmowie odpowiedziałam, że głową, ale nie dałam sobie czasu na zastanowienie. To było dziwne (podchwytliwe?) pytanie.


Rozmowa kwalifikacyjna III - Etap 1                                                 Rozmowa kwalifikacyjna IV


Rozmowa kwalifikacyjna IV

IV rozmowa - rekrutacja na stanowisko projektanta AutoCAD (luty 2014)
(rozmowa 20-minutowa)

1. Co zainteresowało panią w ofercie pracy?
2. Znajomość języka włoskiego w europejskiej klasyfikacji poziomu biegłości językowej CEF.
3. Znajomość języka angielskiego w europejskiej klasyfikacji poziomu biegłości językowej CEF.
4. (po angielsku) Dlaczego uważa pani, że jest dobrym kandydatem do pracy na tym stanowisku?
Why do you think you are good candidate for this job?
5. (po angielsku) Jaka jest pani motywacja do pracy?
What motivates you to work?
6. Dlaczego zakończyła się pani praca w firmie 1, w firmie 2, w firmie 3?
7. Co należało do pani obowiązków w firmie, w której pracowała pani ostatnio?
8. Co pani uważa za swój największy sukces podczas pracy w ostatnim miejscu zatrudnienia?
9. Co było dla pani najtrudniejsze w ostatnio wykonywanej pracy?
10. Czy zdarzyło się, że popełniła pani błąd, który poważnie zaszkodził firmie?
11. Znajomość AutoCADa w skali od 1 do 5.
12. Co projektowała pani w programie AutoCAD?
13. Z jakich innych programów korzystała pani (Solid Works, MathCAD) i w jakich okolicznościach?
14. Jakie są pani oczekiwania finansowe?



1. Co zainteresowało panią w ofercie pracy?

Stanowisko projektanta w AutoCAD przyciągnęło moją uwagę. Zwróciłam uwagę też na język włoski jako mile widziany.

2. Co takiego w projektowaniu w AutoCAD pani się podoba?

Podoba mi się to, że AutoCAD jest dość wąską, można powiedzieć, dziedziną i że twory zaprojektowane a AutoCADzie przybierają później realną formę w świecie rzeczywistym.
(O matko, ale wymyśliłam)

3. Wspomniany język włoski, czy umie pani określić znajomość języka włoskiego w europejskiej klasyfikacji poziomu biegłości językowej CEF.

Przez pół roku mieszkałam we Włoszech i tam nauczyłam się języka, później uczyłam się go jeszcze w Studium Turystyki, Języków Obcych i Zarządzania. Nie jestem w stanie w tej chwili określić na jakim poziomie znam ten język. Dawno nie był przeze mnie używany. Kiedy włączam włoskie programy, rozumiem o czym mowa, ale mogę mieć już teraz trudności z wysłowieniem się.

4. Znajomość języka angielskiego w europejskiej klasyfikacji poziomu biegłości językowej CEF.

Z językiem angielskim mam do czynienia od 14 roku życia, był mi użyteczny w czasie moich wyjazdów zagranicznych zanim poznałam język danego kraju, na studiach zdawałam egzamin z języka angielskiego na poziomie B2.

5. (po angielsku) Dlaczego uważa pani, że jest dobrym kandydatem do pracy na tym stanowisku?
Why do you think you are a good candidate for this job?



6. (po angielsku) Jaka jest pani motywacja do pracy?
What motivates you to work?



7. Dlaczego zakończyła się pani praca w firmie 1, w firmie 2, w firmie 3?



8. Co należało do pani obowiązków w firmie, w której pracowała pani ostatnio?



9. Co pani uważa za swój największy sukces podczas pracy w ostatnim miejscu zatrudnienia?



10. Co było dla pani najtrudniejsze w ostatnio wykonywanej pracy?



11. Czy zdarzyło się, że popełniła pani błąd, który poważnie zaszkodził firmie?



12. Znajomość AutoCADa w skali od 1 do 5.



13. Co projektowała pani w programie AutoCAD?



14. Z jakich innych programów korzystała pani (Solid Works, MathCAD) i w jakich okolicznościach?



15. Jakie są pani oczekiwania finansowe?



Rozmowa kwalifikacyjna III - Etap 2                                          Rozmowa kwalifikacyjna V



Rozmowa kwalifikacyjna III - Etap 1

III rozmowa - rekrutacja na stanowisko pracownika biurowo-technicznego (październik 2013):

Etap 1. (rozmowa godzinna)

1. Proszę powiedzieć coś o sobie.
2. Dlaczego wybrała pani właśnie naszą firmę?
3. Dlaczego uważa pani, że to właśnie ją powinniśmy zatrudnić?
4. Proszę wymienić kilka swoich zalet i kilka wad. (później rekrutujący wrócił do zalet i o każda pytał co przez to rozumiem)
5. Czy jest pani kreatywna? - proszę podać przykład z dziedziny technicznej najlepiej.
6. Jak sobie pani radzi ze stresem?
7. Jakie są pani zainteresowania?
8. Jak z pani angielskim?
9. (po angielsku) W skali od 1 do 10 na ile pani ocenia swój angielski mówiony? W skali od 1 do 10 na ile ocenia pani swój angielski pisany?
In scale from 1 to 10 how would you rate your spoken english?
 In scale from 1 to 10 how would you rate your written english?
10. Gdzie pani widzi siebie za 5, 10 lat?
11. Czy woli pani pracę samodzielną czy w grupie?
12. Ile chciałaby pani zarabiać?

1. Proszę powiedzieć coś o sobie.

Zupełnie prezentacja siebie od zera, jak w teleturniejach. Nazywam się... Mieszkam w... Ukończyłam taką a taką uczelnię w tym i w tym roku.

2. Dlaczego wybrała pani właśnie naszą firmę?

Czymś się w końcu kierowałam, że spośród innych wybrałam akurat tę, żeby aplikować.
Ponieważ w tej firmie mam szansę na rozwój w dziedzinie, w której się kształciłam. Ponieważ odpowiada mi profil działalności firmy. Ponieważ podoba mi się to, że firma deklaruje dbałość o środowisko naturalne, a to jest zgodne z moimi wartościami. Ponieważ profil działalności firmy jest zgodny z moimi zainteresowaniami (jeśli tak rzeczywiście jest).

3. Dlaczego uważa pani, że to właśnie ją powinniśmy zatrudnić?

Ponieważ bardzo chcę pracować w tej firmie, szybko się uczę, nie boję się wyzwań, mam dużą motywację i chęć do pracy. Ponieważ firma zyska zaangażowanego, lojalnego pracownika, którego rozwój będzie wynikał z potrzeb firmy. Ponieważ chcę rozwijać się i działać dla budowania sukcesu firmy.

4. Proszę wymienić kilka swoich zalet i kilka wad. (później rekrutujący wrócił do zalet i o każda pytał co przez to rozumiem)

Zalety: Szczera, Dokładna, Konkretna, Kreatywna, Uczciwa,
Wady: Niepewna Siebie, Odludek,
(Są pewne cechy, które są ewidentnie moje, ale nie uważam, że wymienianie je pracodawcy jest dobrym pomysłem: Wrażliwa,  Niekonsekwentna, Idealistka, Bałaganiarz, Analityczna, Działacz, Tolerancyjna, Chłodna, Empatyczna, Marzyciel, Nie mająca celu, ...)

5. Czy jest pani kreatywna? - proszę podać przykład z dziedziny technicznej najlepiej.

Tak, jestem. Raz na studiach podczas projektu z hydrauliki zdecydowałam się nie zaglądać do tzw. gotowca i przygotować projekt zupełnie niezależnie. Mój projekt różnił się od innych tym, że w projektach innych każdy zbiornik miał swój układ odniesienia, a w moim był jeden układ odniesienia do wszystkich zbiorników. (Nie szkodzi, że byłam przedmiotem drwin i zastanawiano się czy najpierw wyleci projekt, później ja, czy najpierw ja a za mną projekt. Został oceniony na 5 punktów z 10, a to już mega-sukces na tamte warunki.)

6. Jak sobie pani radzi ze stresem?

To było dla mnie trudne pytanie, bo ze stresem sobie nie radzę! Zżera mnie! Hahahaha.
Nie pamiętam jak wybrnęłam. Pomógł rekrutujący, który powiedział, że pomaga myśl, że stresujący koszmar kiedyś się skończy.
Na teraz jak radzę sobie ze stresem? Powiedzmy tak - stres niejedno ma imię. Stresująca bywa rozmowa kwalifikacyjna, stresujący bywa deadline projektu, W niektórych sytuacjach pomaga myśl, że wszelkie katastrofy, które nam się przydarzają w naszych głowach są iluzoryczne. Nawet jeśli rozmowa kwalifikacyjna mi nie pójdzie, to przecież nie stanie się nic zagrażającego dotychczasowemu istnieniu. Od strony biologicznej nadal będę żyć i rozmowa w żaden sposób temu nie zagraża, choć wydaje się czasem czymś nie do przejścia. Deadline projektu to moim zdaniem nieco inny stres. Tu pomaga pozostanie uważnym, bycie w tzw. Tu i Teraz i nie uleganie wyobrażeniom katastrofy, jeśli coś idzie nie tak jak powinno. Tu nie ma miejsca na snucie fantazji, tylko na aktywne działanie wykorzystujące wszelkie możliwości.
Fajnie wybrnęła z tego pytania nasza koleżanka ze szkolenia. "Biorę go na klatę!" - odrzekła. :)

7. Jakie są pani zainteresowania?

Lubię fotografować naturę - ostatnio fotografowałam pajęczyny, na których osadziły się krople rosy,
Lubie czytać literaturę popularno-naukową (Dawkins, Feynman), lubię science fiction Lema i fantazję Pratchetta. Lubię wędrówki górskimi szlakami (choć szlaków, którymi wędrowałam nie umiem na tę chwilę wymienić). Lubię zajęcia twórcze, manualne - plastyczno-techniczne.
Nie wiem na ile taka odpowiedź jest tą najwyżej punktowaną, bo pewnie moje zainteresowania powinny pokrywać się z profilem działalności firmy...

8. Jak z pani angielskim?

We can speak english if you want.

9. (po angielsku) W skali od 1 do 10 na ile pani ocenia swój angielski mówiony?
W skali od 1 do 10 na ile ocenia pani swój angielski pisany?
In scale from 1 to 10 how would you rate your spoken english?
In scale from 1 to 10 how would you rate your written english?

Odpowiedziałam kolejno 8 i 7 i jak zwykle czułam, że poważnie zawyżam sobie notę. W klubie pracy zwrócono mi jednak uwagę, że nie podano mi odniesienia do skali, więc skalę mogłam przyjąć własną.

10. Gdzie pani widzi siebie za 5, 10 lat?

Oczywiście widziałam się w firmie, do której aplikowałam.
Inna odpowiedź mogłaby stać się przyczyną porażki. W trakcie jednej z moich wczesnych rozmów popełniłam ten błąd, powiedziałam, że widzę się na studiach, a później w pracy. Rekrutujący orzekł: to znaczy, że ja panią przeszkolę i zatrudnię, a pani mi za chwilę odejdzie na studia? Trochę niefartowna była ta moja odpowiedź. Nawet jeśli była zgodna z prawdą, to nie była tym, co chciał słyszeć pracodawca.

11. Czy woli pani pracę samodzielną czy w grupie?

Następne cholernie trudne dla mnie pytanie. Brać samodzielnie odpowiedzialność za wykonane czynności? Nie lubię, bo się boję. Potrzebuję się konsultować, żeby mieć pewność, że to co robię robię dobrze. Praca w grupie? Niekoniecznie, bo porównuję się niestety i często oceniam się na własną niekorzyść. Poza tym mam czasem odczucie, że pewne rzeczy zrobiłabym inaczej, a wtedy podporządkowanie się odmiennie myślącemu liderowi może być trudne. I jak tu odpowiedzieć na to pytanie?
Wolę pracować w grupie, ale być odpowiedzialna za konkretny zakres czynności. Może być?

12. Ile chciałaby pani zarabiać?

Trudne pytanie, bo nie wiem jak wycenić swoją wartość na rynku pracy, tym bardziej bez doświadczenia.
Na obecne czasy myślę, że 2000 zł to nie są jakieś kokosy. Brutto czy netto? Ważne pytanie.
Odpowiedziałam, że miło mi będzie rozmawiać o 2000, ale biorąc pod uwagę to, że jestem bez doświadczenia przyjmę propozycję zatrudniającego.


Rozmowa kwalifikacyjna II                                               Rozmowa kwalifikacyjna III - Etap 2


Rozmowa kwalifikacyjna II

II rozmowa - Star Foods

Poległam na pytaniu:

x. Gdzie pani widzi się za 5 lat?

Poległam, bo widziałam się na studiach, a nie przy taśmie produkcyjnej z chrupkami.

Rozmowa kwalifikacyjna I                                                        Rozmowa kwalifikacyjna IIIa



czwartek, 8 maja 2014

Hell is to lose your mind.

Hej.

Odnotowuję małe zwycięstwo w kontakcie z Julcią.

Kto czytał ostatnie posty, ten wie, że odbieranie młodej ze szkoły jest dla mnie stresujące.
Nie wiem w jakim humorze ją zastanę i co powie na to, że dziś nie pobawi się w kulkach tylko na placu zabaw, bo w szkole jest chłodno a na zewnatrz ciepło.

OK. Wchodzę do szkoły. Idę na piętro. Pani woła Julcię. Julka przybiega, daje mi rysunek i buziaka. Pyta czy może pobawić się w kulkach. Zawsze pyta. Odpowiedź czasem brzmi "tak", a czasem brzmi "nie". O ile ta pierwsza bardzo jej pasuje, o tyle ta druga wywołuje atak złości, furię, łzy i rozmaite zwroty typu "ja już nie chcę z tobą mieszkać", "tobie wcale na mnie nie zależy", "nie lubię swojej mamy" i tak dalej.

Ponieważ tym razem odpowiedź była negatywna, rozegrał się, zgodnie z oczekiwaniem, scenariusz drugi.
Nie miałam jeszcze obranej na to taktyki. Powiedziałam jej, że dziś jest ciepło, więc pobawi sie na placu zabaw, jeśli ma ochotę i ruszyłam w stronę schodów i szatni. Młoda szła za mną wymyślając mi i płacząc.

Na schodach odwróciłam się w momencie, kiedy jej buzia znajdowała się na wysokości mojej. Spojrzałam na to moje ukochane dziecię i powiedziałam coś co wypłynęlo spontanicznie, ale efekt był zaskakujący.
Powiedziałam:
- Wiesz, ja wolę spokojny, radosny świat. Chodź. Chcesz mi dać rękę?

Nie dała mi ręki, a ja się odwróciłam i dalej schodziłam ze schodów. Autentycznie czułam spokój i radość wtedy. Już kiedyś byłam świadkiem czegoś podobnego. To co się zadziało to to, że odmówiłam wejscia w jej świat gniewu i złości, a zaprosiłam ją do swojego świata spokoju i radości. Przestała płakać bardzo szybko. Na korytarzu do szatni wyprzedziła mnie i pobiegła do szatni. Z szatni wyszła całkiem pogodna, bez śladu poprzedniego zdenerwowania.

Wyszłyśmy przed szkołę, kierując się na plac zabaw. Wtedy moje dziecko mnie zaskoczyło:
- Mamo, wiesz jak wielka jest moja miłość do ciebie?
- O taka? - przekornie pokazałam dłonią 5 cm.
- Nie! Moja miłość do ciebie jest tak wielka jak cała kula ziemska!!
I dostałam mocnego przytulasa z buziakiem.
Do końca dnia było dobrze.

Pozdrowienia!

(Największą inspirację stanowią dla mnie 2 książki:
Mazlish, Faber "Jak mówić, żeby dzieci słuchały, jak słuchać, żeby dzieci mówiły" oraz
Hogg, Blau "Język niemowląt")


poniedziałek, 5 maja 2014

Jestem mój Plasterku Radości, znów z Tobą jestem.

Hej.

Jest prawie 1 w nocy, nie mogę spać.
Za mną bardzo intensywny weekend.
Intensywny w poznawanie drugiego człowieka, z którym dzielę codzienność.

Codzienność dzielę z dwojgiem ludzi.
Prawie-mąż - wyjechał na cały weekend - i córka Julka - moja siedmiolatka.
Byłyśmy z Julią we dwie.

Udało mi się dotrzeć do prawdziwego kontaktu i spokoju.
Znalazłam przyczyny zachowań, których u mojego dziecka nie lubiłam i nie mogłam zrozumieć.

Mam najbardziej cierpliwe dziecko świata, bo przez długi czas potrafi zająć się sobą.
Nie przypuszczałam jednak, że doskwiera jej samotność, a o tym udało nam się porozmawiać w te dni.
Bardzo dużo czynności moja córka wykonuje sama, łącznie z zabawą.

Czasem dam się namówić na zabawę piłką, nie lubię natomiast gadania zwierzątkami.
Nie przepadam za grami planszowymi typu "chińczyk" - rzuć kostką, rusz się pionkiem.
Lubię gry, w których trzeba zastosować strategię, choć szachy są dla mnie chyba za trudne.
Takimi grami z kolei gardzi moja córka. Na szczęście ma dobre pomysły.

Wymyśliła, że jednego dnia ona wymyśla zabawę i się bawimy, a drugiego dnia ja wymyślam, trzeciego dnia ona i tak dalej, na zmianę. Dobry pomysł, nie?

Dziś przy kolacji rozmawiałyśmy o wieży (telewizyjnej?), którą widzimy z okna.
Zapytała czy to nadajnik, a ja stwierdziłam, że może stacja nadawczo-odbiorcza.
Powiedziałam jej, że jak mówi do mnie, to jest nadajnikiem, a gdy ja słucham, to jestem odbiornikiem.
A czasem stacja może i nadawać i odbierać. I my właśnie jesteśmy takimi stacjami.
Stacjami nadawczo-odbiorczymi.

Teraz, gdy chcę coś ważnego powiedzieć, mówię:
- Stacja nadawcza do Julii, odbiór.
A ona mówi:
- Słyszę cię, odbiór.
I wtedy ja mówię:
- Sprzątnij po zabawie, odbiór.
A ona:
- Robi się, odbiór.

I sprząta.

W te dni bez męża sprawiłam, żeby dziecko poczuło się ważne, żeby wiedziało, że jego uczucia i doświadczenia są dla mnie ważne. Chciałam, żeby wiedziała, że rozumiem ją w wielu sprawach, których doświadcza, a które nie są czasem przyjemne.

Pewnego dnia wyszła na dwór. W Warszawie mamy wychodzą z dziećmi, tu dzieci biegają bez mam...
Myślałam, że się nie przestawię, ale staram się zachować rozsądek i pozwalać Młodej na doświadczanie samodzielności. Stale patrzę przez okno i cieszę się, że bawi się na widoku.

Poprzednią nocą strasznie padało, porobiły się wielkie kałuże, raj dla dzieci.
Moje zadzwoniło domofonem i zapytało, czy może iść z dziećmi za blok.
- Hm, tak, możesz, nie na długo, cieszę się, że się zapytałaś czy możesz.
 I poszła. Już nie miałam na nią widoku z okna.

Za jakiś czas, zupełnie w sam raz słyszę dzwonek domofonu.
- Przyszłaś już?
- Tak.
- O, w samą porę, fantastycznie.
Wpuściłam ją na klatkę schodową, otwieram drzwi do domu.

Za trzy piętra mała buzia ukazuje się w drzwiach.
Od czubka głowy, po czubek butów uwalona w błocie.
Włosy mokre, ubranie mokre, buzia umazana błotem.
- Co się wydarzyło?
- Bawiłyśmy się przy kałuży. Naraz Martynka mnie podniosła i zaniosła na środek kałuży i tam puściła.

Brakło mi słów na ten widok. Spytałam czy nie było jej przykro, a ona powiedziała, że trochę było.  Zastanawiałam się czy lecieć do mamy Martynki na skargę, tylko że co kobieta jest winna zabawom dzieci... Pomyślałam, że sama porozmawiam z Martynką jak ją spotkam.

Rozbierałam Młodą w wannie, bo zostawiała za sobą pełno błota. Dziecko dało się domyć, kurtkę doprać. Na spodniach zostały plamy, nie szkodzi. Najważniejsze, to nauczyć moje dziecko, że nie jest czyjąś zabawką i nie może pozwolić, żeby ktoś tak ją traktował. Ona musi się szanować, wtedy inni też będą ją szanować.

W dalszym toku tej rozmowy padło stwierdzenie mojego dziecka:
- Bo ja jestem taka trusia. A wiesz kto to jest trusia mamo?

Ohhhhhhh, aż mi się serduszko ścisnęło na te słowa.
Ohh, wiem kochana kto to jest trusia.
Zmieniłyśmy temat jakoś spontanicznie, ale nie zapomniałam o trusi.

Dużo, dużo wcześniej moje dziecko opowiedziało mi taką historię:
- Wiesz, Zuzia zobaczyła, że otworzyłam ćwiczenie na złej stronie i robiłam nie to co pani kazała. Ja nie chciałam, żeby powiedziała pani, bo bym dostała inne światełko niż zielone. Przeprosiłam ją. A ona nie przyjęła przeprosin. Nie przyjęła. I poszła naskarżyć pani, ale ja byłam szybsza od niej i sama powiedziałam pani, że ona nie przyjęła przeprosin.

Widzicie ile w tej dziecięcej głowie jest do sprostowania? Ona przeprasza kogoś za to, że ktoś wtrynia nos w nie swoje sprawy. Zaczęłam wtedy opowiadać taką niby-bajkę. Zaczerpnęłam pomysł od Pana Piotra Fijewskiego "Jak rozwinąć skrzydła", to jest w dużej mierze o asertywności. Mówiłam o tym, że każdy gospodarz ma swój ogródek otoczony płotkiem i w tym ogródku ma wszystko co lubi, a po środku stoi dom, w którym ten gospodarz mieszka. Potem rozmawiałyśmy o tym, jak powinien się zachować sąsiad, gdy chce coś od gospodarza pożyczyć. I rozmawiałyśmy o różnych sytuacjach, gdy gospodarz chce pożyczyć i gdy nie chce pożyczyć. Gdy ktoś wchodzi do ogrodu i niszczy albo gdy ktoś pyta przez płotek, albo gdy wcale nie pyta. Potem jej powiedziałam, że taki ogródek ma każdy człowiek i że to jest przestrzeń, którą ten człowiek zajmuje, razem z jego różnymi rzeczami. A w środku tego ogródka jest sam człowiek ze swoim domem. Zuzia ma swój ogródek,a Julia ma swój ogródek. I powiedziałam jej, że ochrona swojego ogródka bez bycia dla kogoś niemiłym nazywa się asertywnością.
- Jak myślisz Julcia, czy Twoja książka z ćwiczeniami należy do ogródka Zuzi, czy do Twojego ogródka?
- Należy do mojego ogródka.
- Dlatego możesz grzecznie Zuzi powiedzieć, że dziękujesz za jej uwagę, ale sama zajmiesz się swoimi ćwiczeniami.

Trudno było Julcię przekonać, że nie miała za co przepraszać. Zdaje się, że pewne zachowania otoczenia prowokują ją do przyznania sobie winy nawet tam, gdzie jej nie ma. Będę wracać do tematu asertywności, myślę, że to bardzo ważne potrafić być asertywnym. A w związku ze stwierdzeniem "bo ja jestem taka trusia" wytoczę ciężkie działo w postaci psychologii poznawczo-behawioralnej Ćwiczenia 9.5 z ze str. 157 podręcznika "Umysł ponad nastrojem" Greenberga i Padesky. Ćwiczenie polega na wpisaniu przekonania "Jestem taka trusia" i następnie na spisaniu każdej sytuacji z życia, która temu przekonaniu przeczy.

Mam w pamięci jeszcze jeden podręcznik, który wiele mnie nauczył: Mazlish i Faber "Jak słuchać, żeby dzieci mówiły, jak mówić, żeby dzieci słuchały". O tym, że ten podręcznik pisze prawdę i dobrze radzi, przekonałam się dziś z całą mocą.

Moja Córka od kilku dni samodzielnie idzie do sklepu i ze swoich pieniędzy kupuje sobie coś słodkiego.
Poszła również dziś. Ubrała się, wzięła torebkę, portfelik i wyszła. Za jakiś czas jest z powrotem. Podnoszę słuchawkę od domofonu, a tu dziecięcy głosik mówi:
- Nie wystarczyło mi mamo. Musi być 5,20 a ja mam mniej.
Wchodzi na górę, wyszłam po nią aż na klatkę schodową. Mój okruszek wchodzi na górę, smutny i już z półpiętra mówi opisując swoje uczucia:
- Czułam się zawiedziona. :( :(

Przyjęłam jej uczucia, zaprosiłam do pokoju, żeby przejrzeć zawartość portfela i objaśnić jak to się oblicza wszystko. W portfelu znalazłam jeszcze 10 zł, o którym Julcia musiała zapomnieć. Powiedziałam jej, że 10 zł na pewno wystarczy. Poszła znów i tym razem wróciła uradowana, a ja dostałam opowieść, dzięki której moje dziecko będzie chciało poznać magię paragonów i reszt. A ja z przyjemnością jej to wszystko wyjaśnię.

Długo mogłabym jeszcze pisać.
Tych kilka dni było bardzo cennych.

Mąż wrócił dziś. Zobaczył jak dobrze się umiemy porozumieć, jakie szczęśliwe jest dziecko, jak skacze, tańczy, śmieje się, opowiada, przytula się. Jak reaguje na polecenia  - natychmiastowo. Gdy przez chwilę zostaliśmy sam na sam, powiedziałam, że widzi do czego doszłam przez kilka dni. Chciałabym go teraz do nas zaprosić. Chcę, żeby poznał reguły jakich się trzymamy, zasady, na których jest to oparte i wtedy dobrze nam będzie żyć we troje. Przytaknął. Dziś we troje myliśmy zęby, żeby Julcia nie czuła się samotna. Trzy minuty z krokodylem (klepsydra odmierza czas mycia zębów) to wieczność. Dużo przyjemniej, gdy jest się w wieczności z kimś, prawda? Od tej pory już będę myć zęby z nią, dopóki nie stwierdzi, że już nie potrzebuje mamy. :)

Na koniec historyjka z czasów, gdy Julcia była 3 lub 4 latką.
Stoimy we troje na przystanku autobusowym. Ja przytulona do męża, Julka w odległości 2 metrów od nas. Patrzymy na nią i a ja nadziwić się nie mogę temu co widzę.
Mówię do męża wskazując w jej kierunku:
- Zobacz, aniołek!
A Julcia myślała, że naprawdę widzę małego aniołka, zaczęła się rozglądać w jedną i drugą stronę wołając:
- Gdzie? Gdzie?

W ten majowy weekend znów była tym aniołkiem.
A ja chcę tego stanu na dłużej.
Poczułam spokój, pierwszy raz od bardzo dawna.
I widziałam w niej radość.

Dobranoc.

środa, 30 kwietnia 2014

natura inżynierem

https://www.ted.com/talks/janine_benyus_shares_nature_s_designs

Wow, to jest niesamowite! To jest inżynieria jaką chciałabym się zajmować. To jest geniusz natury.



piątek, 18 kwietnia 2014

Wielkanoc 2014

Hej.
W tym roku nie świętuję, ale Wam życzę wszystkiego najlepszego i najpiękniejszego.
Niech te Święta będą ciepłe zarówno aurą pogodową jaki i atmosferą rodzinną.

Jeśli ktoś ma ochotę na małą twórczość to zapraszam, zrobimy kurczaki takie jak poniżej:


Co będzie potrzebne?
  • wytłoczki po jajkach
  • biała farba, pędzelek
  • białe (lub innego koloru) sznureczki
  • kolorowe piórka
  • czerwony kartonik na stópki i dzióbki
  • nożyczki





Z wytłoczek wycinamy taką część jak zaznaczyłam:


Malujemy na biało. 
Z przodu ( przód to ta część gdzie mój prostokąt ma dolną krawędź ) robimy otwory na nogi - ja robiłam długopisem.
Po drugiej stronie tego "stożka" z otworem robimy małe otworki na skrzydła.
Tam gdzie prostokąt ma górną krawędź tam będą kuperki - też trzeba zrobić otworki na piórowy ogon.

Przewlekamy sznureczki przez otworki na nogi.
Wycinamy stópki i dzióbki. 
Stópkę trzeba przewlec przez sznureczek i zrobić supełek na sznureczku pod stópką. 
Dzióbek przykleić, oczka namalować flamastrem.

Teraz już tylko wystarczy powtykać kolorowe piórka i gotowe.

Nie robiłam zdjęć kolejnym stadiom (dziwne słowo), mam nadzieję, że gotowy obiekt rozjaśni to co niejasne. W razie czego pytajcie. 

Pozdrawiam.






czwartek, 20 marca 2014

Reklamacji ciąg dalszy

Tutaj - reklamacja, cz.I.

Dalszy ciąg sprawy:

Nie wszystkie dziewczynki oddały mi farby.
Rodzice 4 z nich powiedzieli, że jakoś tam je wyciskali, poprzekłuwali zaschnięte ujścia i dali radę.
Zużyte są mocno, więc ich nie oddadzą.
Ok, nie zmuszam.
Napisałam do firmy, że opakowań mam 9.
Pani poprosiła o adres i telefon i oznajmiła, że wysyła kuriera.
Kurier przyjechał, wręczył mi paczkę, ale tej z reklamowanym towarem nie zabrał, bo nikt mu nie powiedział, że ma zabrać.
Hm. Po to głównie jechał przecież.
W paczce było 13 kompletów farbek, 13 długopisów i 13 różowych piór na naboje.
Ładnie z firmy strony,
Dałam znać, że paczka doszła, ale kurier nie zabrał towaru reklamowanego.
Zdaje się, że nico szwankuje komunikacja w firmie.
Oddzwoniła do mnie pani i powiedziała, że kurier przybędzie po paczkę następnego dnia.
Przybył. Ten sam kurier.
Zabrał paczkę, wypisał kwitek i pojechał.
To chyba tyle w sprawie tej reklamacji.
Farbki już zostały zaniesione dziewczynkom.
Wypróbowałam dostarczone farby w domu, tym razem dają radę, ufff.

Zastanawiam się czy było można uniknąć całej tej akcji z reklamacją.
Jak? Sprawdzając farby w sklepie? Pozwoliliby?

Pozdrowienia.

środa, 12 marca 2014

O fotografowaniu żywności.

Zapisałam się na listę mailingową "Fotografia dla ciekawych".
Na pocztę przyszedł mi link do artykułu o fotografowaniu żywności.
Generalnie nie jestem ani kucharzem, ani fotografem, ale czasem coś ugotuję i chcę napisać na blogu, że ugotowałam i pokazać z dumą to na zdjęciu. A zdjęcie... szkoda gadać, choć staram się jak mogę.

No to poczytałam to: http://fotografiadlaciekawych.pl/Food_Styling.pdf

Dosłownie... mnie zatkało.
Poziom abstrakcji zbyt wysoki, jak na moje pojmowanie.

Dowiedziałam się, że ISO ma być jak najniższe i że zdjęcia zapisywać w formacie Raw, bo to umożliwia lepszą obróbkę.

Jest bardzo fajny przykład takiej sesji z decyzjami dotyczącymi zmian planu zdjęciowego i efekty na kolejnych zdjęciach z komentarzem. Podobało mi się. http://www.foodportfolio.com/blog/food_photography/food_photo_process.html

Jednego w artykule nie rozumiem i jedno się nie zgadza z moim doświadczeniem.

Nie rozumiem czemu autor ma za złe zabrudzanie żywności klejami, farbami, a nie ma nic przeciwko robieniu "lodów" z ziemniaków barwionych jakimiś sokami z buraków, żeby dobrze wyglądało na zdjęciu i nie roztapiało się za szybko. Jedno i drugie po sesji zdjęciowej pójdzie do śmieci. Tak samo mięsa - autor pisze, że do zdjęć mięso musi być półsurowe. No i co, że jeszcze nie posmarowane żadną farbą - powie mi, że po sesji mięso idzie na patelnię, żeby je dosmażyć i zjeść? Nie wydaje mi się. Pójdzie do kosza, tak samo jak to smarowane dziwnymi specyfikami. W czym rzecz? W zanieczyszczaniu środowiska? W ryzyku, że zatruje się tym człowiek lub zwierzę? Nie rozumiem.

W mojej haha fotografii żywności... (wybrałam te ujęcia, które w moim mniemaniu są znośne)






...przygotowuję potrawę do zjedzenia i jej robię zdjęcie, a nie przygotowuję potrawę, której nie da się zjeść, do zdjęcia, a potem wyrzucam ją do kosza...

Dziwny jest ten świat.

A, no i to co się nie zgadza z moim doświadczeniem.
W artykule napisane jest, że jeśli jajko źle się obiera ze skorupki, to znaczy, że jest nieświeże.
A ja doświadczyłam czegoś dokładnie odwrotnego. Wielokrotnie.
Miałam babcię na wsi i jajka z kurnika, mogłam porównać, jak obierają się w stosunku do tych jajek ze sklepu. Te świeże obierały się fatalnie. Te mniej świeże - bardzo dobrze.

Jak to z tymi jajkami jest?

wtorek, 11 marca 2014

Reklamacja

Jako mama z trójki klasowej w szkole mojej córki zobowiązałam się do zakupienia z pieniędzy klasowych prezencików dla dziewczynek z okazji Dnia Kobiet. Wybór padł na Farbki Witrażowe.

Julka bardzo ładnie nimi się bawiła ( w tamtych był nawet efekt spękania :) ), pomysł wydawał się więc dobry.



Zakupiłam 13 opakowań, bo tyle jest dziewczynek w klasie.

Farbki dzieci dostały w piątek. W sobotę - 8 marca - Julcia usiadła do zabawy, znając ją dobrze. Dość solidnie zezłościła się i rozwrzeszczała, gdy okazało się, że te farbki to buble, z którymi nic nie da się zrobić. Kontur zaschnięty, farbki kolorowe tak gęste, że trudno je wycisnąć. No wnerw jak nic.

Próbowaliśmy z mężem rozmiękczyć jakoś zawartość tubek z farbkami, przekłuć szpilką zaschnięte ujście. Coś tam dało się zrobić, ale zamiast przyjemności zabawy było mnóstwo łez i nerwów.

Pomyślałam, że jeśli teraz 13 dziewczynek ma podobną "radość z prezentu", to to jest dość przykre, a ja czuję, że zawaliłam, chociaż to przecież nie jest moja wina. A może moja, że nie zajrzałam do paczuszek i nie sprawdziłam, czy tymi farbami da się malować...

Na opakowaniu znalazłam e-mail do firmy i natychmiast naskrobałam maila o tym, jaki to bubel i że reklamacja, i że 13 dziewczynek rwało sobie włosy z głowy. (Miotały mną duże, negatywne emocje, ale poskramiałam się jak umiałam.)

Witam.

Zakupiłam farby witrażowe. Farba konturowa jest tak gęsta, że nie ma
możliwości wyciśnięcia jej. Z kolorami jest nieco lepiej, ale wykonanie
jakiegokolwiek rysunku tymi farbami jest niemożliwe.
Wewnątrz tubek z farbami są bańki powietrza, które sprawiają, że rysowany
(farbą kolorową z braku innej możliwości) kontur rwie się, kreska jest albo
grubym ciągnącym się wałkiem, albo przerywa się z powodu zbyt gęstej farby.
Na opakowaniu brak jest jakiejkolwiek daty przydatności, w związku z tym nie
mam pojęcia ile ten towar leżał w sklepie.
Z okazji Dnia Kobiet 13 dziewczynek w klasie dostało taki właśnie bubel,
który zamiast dawać radość powoduje złość i łzy.
No chyba, że jest to produkt dla wyjątkowo cierpliwych dorosłych.

Jakie są warunki reklamacji towaru, ewentualnie co zrobić, żeby dało się
tymi farbami robić witraże.

Z poważaniem


Minęła niedziela, w poniedziałek dostaję bardzo kulturalny e-mail.
Tak kulturalny, że aż mi się głupio zrobiło.

Szanowna Pani,
bardzo nam przykro, że trafiła Pani na wadliwy towar [...]. Farby
witrażowe sprzedajemy od wielu lat cieszą się dużą popularnością.
Z opisu, który Pani przesłała wynika, że prawdopodobnie były przetrzymane
lub źle przechowywane w sklepie lub hurtowni. Na opakowaniu powinna być
naklejka z datą produkcji.
Czy może Pani podać, gdzie je Pani kupiła?

Zgodnie z prawem, powinna Pani zareklamować wadliwy towar, tam gdzie został
kupiony. Żeby zaoszczędzić jednak Pani kolejnych kłopotów - proszę o
wysłanie farb do nas - zbadamy, co jest przyczyną takiej sytuacji i
wyjaśnimy to z naszym dystrybutorem. Jak tylko farby do nas dotrą - wyślemy
natychmiast na podany przez Panią adres tyle samo kompletów farb bez wad.

Mam nadzieję, że proponowane rozwiązanie jest dla Państwa satysfakcjonujące.

Bardzo przepraszam Panią i dziewczynki za problemy spowodowany naszymi
farbami.

Serdecznie pozdrawiam,


Nie wiem dlaczego, ale byłam zaskoczona takim odzewem. Pozytywnie zaskoczona.
Odpisałam na maila, ale wcięło go. Nie miałam go ani w wysłanych, ani w brudnopisie.
Jak sprawdzić czy dotarł? Napisać znów lub... zadzwonić.
Brrr... dzwonienie.

Zadzwoniłam, mail nie dotarł, ale teraz mogłam porozmawiać i ustalić szczegóły dalszych działań.
Pani przyśle kuriera po zebrane farbki, może będzie taka możliwość, że od razu przywiezie te dobre.
Rozmawiałam dziś z wychowawczynią, dziewczynki mają przynieść farbki jutro.

Mam wrażenie dobrze załatwionej sprawy, choć to jeszcze nie koniec.
Cieszę się, że nie zostawiłam tego bez działania.
Ciesze się, że firma zareagowała w taki sposób, wzrasta moja wiara w ludzi.

poniedziałek, 10 marca 2014

Byłam asertywna.

Pamiętacie moją wizytę u fryzjera?
Każdego dnia klęłam na to, co mam na głowie.
Wahałam się czy ściąć sama.
Przeklinałam fryzjerkę.

W pewnej chwili zakwitła w mojej głowie myśl o reklamacji usługi.
Poczytałam w internecie czy to się robi i jak się robi.
Od rana dojrzewał u mnie pomysł zgłoszenia tej reklamacji.

Wśród emocji była złość okropna i ...lęk.
W końcu fryzura była technicznie dobrze wykonana i nie wiem czy moje widzimisię jest podstawą do reklamacji.
Ale jest! Jak to nie jest! Przecież to ja mam być zadowolona!

Gdzieś tam w głowie brnęłam w dialogi, pełne złości - boisz się - atakuj!
Z czasem pracowałam nad nastawieniem, że przecież nie zaszkodzi zapytać, porozmawiać, a jeśli nie zgodzą się, to wysmaruję im opinię w internecie. Dużo nie zapłaciłam za to cięcie, więc szarpać się raczej nie było sensu.

Ostatecznie dojrzałam do myśli, że pójdę i porozmawiam. Ubrałam się, zrobiłam mały make up i poszłam.
Była inna fryzjerka niż wtedy.
- Słucham?
- Czy mogę liczyć na to, że w ramach reklamacji poprawi mi pani fryzurę?
- U nas się pani ścinała? Kto panią ścinał?
- Nie znam nazwiska, taka grubsza kobieta z ciemnymi, dłuższymi włosami.
- Szefowa. W tej chwili jej nie ma, chce pani żeby szefowa się tym zajęła?
- Szczerze mówiąc już się boję.
- Proszę usiąść.

Poczekałam, aż zetnie klienta i jeszcze jedną klientkę i przyszła moja kolej.
Serce mi waliło nieźle.
Pokazałam jej wydrukowane zdjęcia (te z poprzedniego posta).
Wybrałyśmy jedną z możliwości...

...i wzięła się za cięcie.


To co mam w tej chwili na głowie jest lepsze od tego, co było wcześniej, choć to tez nie to co na zdjęciu.
Mimo to, cieszę się, że odważyłam się na taki krok i zwróciłam się do zakładu fryzjerskiego o poprawienie fryzury.
Nie jest najgorzej, ale do tego zakładu już nie pójdę.
Brak im polotu jakiegoś, wyobraźni.
Patrzyłam od początku do końca, jak fryzjerka ścinała klientkę przede mną.
I szczerze zastanawiałam się, czy nie uciekać póki jest jeszcze szansa.

Ostatecznie pani nie wyglądała źle, a mam wrażenie, że mogła wyglądać lepiej.
To wszystko jakieś takie ...ot, ciachnięte.
Zostałam, nie żałuję.

I nade wszystko cieszę się, że zrobiłam coś z sytuacją zamiast w ciszy pomstować.

Aparat fotograficzny odmówił współpracy, prawdopodobnie zdechł, więc póki co fotek nie wrzucę.
Pozdrowienia.

środa, 5 marca 2014

Chcesz sobie zje... zepsuć humor? - idź do fryzjera.

Moje włosy to pole eksperymentalne dla moich widzimisiów.
Raz długie, raz krótkie, raz jasne, raz ciemne.
Tnę, farbuję, tnę, farbuję, tnę, golę, zapuszczam, farbuję.
Nic co włosowe nie jest moim włosom obce.
Jednej rzeczy tylko mi brakuje do pełni zadowolenia - oczy na wysięgnikach, żebym mogła widzieć jak tnę swoje włosy z tyłu głowy. Na czuja czasem nie wychodzi i nie ma mowy, żeby było równo. Ale może nie musi być?

Wymyśliłam sobie ostatnio, że chce mi się mieć na głowie naturalki.
Farbuję włosy od 19 roku życia, czyli jakieś 18 lat, z mniejszym lub większym zadowoleniem.
Teraz zapragnęłam zobaczyć moje naturalne włosy, bo się za nimi stęskniłam.

Fryzura - to dopiero mój problem.
Zapuszczam, są długie, noszę związane albo założone za ucho, bo brak mi pomysłów i czasu na efektowne cuda na głowie. Nuda.
No to ścinam.
Niesforne kosmyki nie dają się już umieścić w kucyku, no to za ucho.
I znów przyklapione do czaszki włosy i właścicielka, która tęskni, żeby zgarnąć włosy w koczek, kucyk, podpiąć...
Leżące na czaszce włosy wkurzają, jeśli są długie, też leżą na czaszce.
No to dawaj, ścinać je dalej!
Szczególnie, gdy mam strasznego doła i dość całego tego świata, wtedy chwytam nożyczki i tnę.

Podobają mi się różne niesamowitości na głowach, niesymetryczności, chaos, tylko po jakimś czasie tęsknię za normalnością i na czas odrastania grzecznieję, przeczekuję, aż do następnego impulsu, który kończy się sięgnięciem po nożyczki lub farbę o drastycznie odmiennym kolorze od obecnego. To mocno dodaje mi energii (na krótko).

Latem uległam urokowi podgalania.
Zrobiłam to sama, z obu stron.
Podobało mi się bardzo.
Ale to zaczęło odrastać. No przecież.

Podgolone boki i reszta długich włosów - z musu rozpuszczone, bo musiały przykrywać sterczaki na bokach. Fryzura a'la topielica.
Przycięłam włosy na długości. No ok, ale znów rozpuszczone, z przedziałkiem i przykrywające boczki.
No wkurzające te włosy.
Pomyślałam, że gdy skrócę przód to się nieco podniosą, tył będę upinać w kok i będzie pięknie.
I w sumie było ok, ale nie miałam czasu stać przed lustrem i upinać, piankować, lakierować, żeby to schować, to wyeksponować, a to równo upiąć.

Poszłam więc do fryzjera...
Chciałam żeby do tego całkiem udanego przodu zrobiła mi lekki tył, cieniowany, z czego spodnie włosy niechby wywijały się na zewnątrz, a wierzchnie opadały jakąś "bombką".
Prawie się udało...

  

Różnica długości na tylnych włosach była za duża. Moim zdaniem, a fryzjerem nie jestem...

Wtedy zdecydowałam się ściąć te kikuty z tyłu i zostawić dłuższy przód, taki jak jest (na zdjęciu schowany za uszy, bo rozpacz nie sprzyja prezentowaniu fryzjerskiego wytworu). Ten przydługi tył wyglądał na tragicznie zaniedbany, a przecież wyszłam od fryzjera.

Co zrobiłam?
Oczywiście! Chwyciłam nożyczki.
Ciachnęłam spodnie włosy z tyłu, te z wierzchu zostały nietknięte.
Szyję miałam łysą, a z wierzchu opadały sobie te co były ścięte przez fryzjera.
I wyglądało super.
I byłam zadowolona.

 

Włosów było dużo, błyszczące, nie martwo leżące na głowie, tylko jakieś takie sprężyste.
Ja nie wiem o co chodzi. W czym magia.

No dobrze.
Czas mijał, włosy rosły, odrost coraz większy, coraz bardziej kusiło, żeby ściąć wreszcie tę farbę całkowicie. Miałam już kiedyś takie króciutkie włosy. Dobrze się w nich czułam, choć czasem brakowało mi zarzucenia włosem, bo nie było czym zarzucić. Uwielbiałam że są chaotyczne i potargane.
Wtedy ciachałam sama.
Z długich.

      











No dobra, odgrzebałam zdjęcia, widzę, że odrostu nie mam jeszcze aż tak długiego teraz.

Zatrzymaliśmy się na tym, że włosy sobie rosną.
Że odrost coraz większy.
Że już bym chciała się pozbyć farby.

Ciachnęłam tak, jak robi się cieniowanie zbierając kucyk nad czołem i tnąc.
Swoją drogą beznadziejna metoda, takie cieniowanie po prostu brzydko wygląda.
Z przodu krótko, z tyłu coraz dłużej, pochylisz głowę w przód i wyglądasz jak cięta od garnka.

No a u mnie pod wierzchnią warstwą moje włosy są bardzo krótkie.
W efekcie wyglądałam jak cięta od garnka nawet, gdy głowy nie pochylałam.
Długość włosów - tak za ucho.
No z tym musiałam już coś zrobić, a straszliwie korciło mnie, żeby ściachać na krótko i tyle.
Pamiętam tylko, że miałam później straszny kłopot, gdy odrastały.
Wtedy już musiałam odwiedzić fryzjera, żeby nie wstydzić się tego jak wyglądam.

Niby wykonuję na sobie cięcia a w tej chwili bałam się posunięcia radykalnego...

Poszłam do fryzjera. Wczoraj.
Tłumaczę, że chcę odciąć pofarbowane końce i zostawić już tylko swoje naturalne włosy.
Na to fryzjer mówi mi, że to będzie za krótko, jak u faceta i że będzie brzydko.
Aha.
No to chociaż wyrównać to co sama ściachałam, żebym nie wyglądała jak od garnka, żeby pocieniowała jakoś bardziej ten tył, nawet na bardzo krótko, a przód zostawiła nieco dłuższy.
W efekcie jestem pieprzoną pieczarką. Pieczarko-naleśnikiem. Wygolona z tyłu na maksa, ścięta równiusio od gara, do wysokości połowy ucha. Jedyne co teraz widać to moja wielka żuchwa.

    









Julka:
- Mamo, wyglądasz strasznie, ale i tak cię kocham.

Fryzura sama w sobie - ok, może komuś to pasuje. Mi nie pasuje.
A mogło być na przykład tak (3 zdjęcia ukradzione ze strony styl.fm) :

    












To teraz co, nożyczki i własnoręczne radykalne cięcie, czy kaptur i poczekać aż odrośnie?
Nie wiem... :/

PS. Wiem, że nie powinno się uogólniać. W Warszawie są dwa salony, z których wyszłam całkiem zadowolona, wśród nich jeden, w którym byłam więcej niż raz i za każdym razem usatysfakcjonowana. (Znaczy, że da się usatysfakcjonować taką osobę jak ja)
Obecnie testuję salony w Tomaszowie Maz. Byłam w 4. Jeszcze nie trafiłam, żebym wyszła zadowolona. Nie jestem częstym bywalcem u fryzjerów, bo zdecydowana większość wizyt kończy się dramatem przy każdym spojrzeniu w lustro lub na zdjęcie. Może tak rzadko bywam i dlatego nie wiem, że fryzjerzy mają ograniczenia i nie da się osiągnąć tego co mi się roi?
Nie wiem. Nie wiem. Nie wiem.
EDIT: Zdecydowałam się na reklamację tego cięcia. Tutaj relacja.