czwartek, 21 lutego 2019

Chodził jeden gołąb po placu...

Chodził jeden gołąb po placu. Długo nie pochodził, bo Julia wystartowała w jego kierunku, jak strzała z naprowadzaniem. Odfrunął, jak każdy jeden w takiej sytuacji. Czasem aż strach, gdy jest ich stadko, bo jak się podrywają do lotu, to zostawiają pamiątki, może żeby zrzucić balast, a może ze strachu...
Żeby uniknąć okleksowania trzeba było przyhamować córkę w jej antygołębich zapędach:
 - Julcia, jeśli nie przestaniesz gonić gołębi, to ominie cię jedzenie gofra.
Oh, jaka to była walka wewnętrzna, niemal walka z instynktem, żeby nie poruszyć się z miejsca na widok gołębia. Obserwowalne były mikroruchy hamowane siłą woli dziecka. Najwidoczniej wizja gofra zwyciężyła z przyjemną wizją płoszenia ptaków - sraków. Dawała radę, naprawdę.

Nagle... silna wola została wystawiona na ciężką próbę. W pobliżu Julki pojawił się jeden gołąb, za chwilę dołączyły dwa następne. To się nazywa właśnie "wodzić na pokuszenie".
Tak samo jak wtedy, gdy zaczynasz dietę i nagle następuje seria "wodzeń na pokuszenie" w postaci imprez z jedzeniem, imienin cioć i wesel...
Ciekawe kto tym steruje.
Bo rybka Pandzia jest od czegoś innego...
;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz