sobota, 31 marca 2012

Trochę pozytywów.

Odwiedziłam szkołę ponadpostawową, żeby dowiedzieć się co zrobić, żeby zostać nauczycielem.
Nie odbyło się to najwspanialej, ale NIE BYŁO TAK ŹLE.

Rozmawiałam nie z dyrekcją, a z... nie wiem z kim. Weszłam do sekretariatu po uprzednim wpisaniu się na listę interesantów w recepcji u pani woźnej w niebieskim fartuchu. Kiedy już się wpisałam to tak jakby nagle się okazało, że nie ma odwrotu.
Z górki na pazurki.

W sekretariacie kobieta spytała mnie "o co chodzi?" tonem "czego tu?".
Stała, bo miała właśnie wyjść, więc sądziła, że załatwi moją sprawę w progu i niemal to zrobiła, bo gdy wyraziłam z trudem po co przyszłam odpowiedziała mi "a skąd my możemy to wiedzieć?".

Bossssssko kurna.

Na szczęście stała jeszcze jakaś pani, chyba nie pracownik sekretariatu.
Zaczęła ze mną normalnie rozmawiać. Chwała jej za to.
Dowiedziałam się jednak niewiele, jedynie to, że mam skontaktować się z Kuratorium Oświaty w Warszawie. Oni mnie dokładnie poinformują, bo nawet jeśli ja zdecyduję się na kurs, to kurs kursowi nie równy.

Naturalnie zgadzam się z opinią tej pani.

Pani dyrektor pojawiła się w drzwiach gdy przyjmowała osobę na rozmowę kwalifikacyjną. Ubrana w szary kostium, spódnica za kolano, biała bluzka, ciemne włosy spięte w kok. Wyglądała dostojnie. Przywitała się z kandydatką i zniknęły w gabinecie.

Ja  grzecznie podziękowałam za informację i z lekkim niesmakiem spowodowanym zderzeniem z biurokracją wyszłam ze szkoły.

W domu przez jakiś czas przekonywałam się, że telefon mnie nie ugryzie.
Gdy już się przekonałam, wystukałam numer Kuratorium.
"Witamy w Kuratorium Oświaty w Warszawie. Proszę wybrać numer wewnętrzny lub poczekać na zgłoszenie operatora."
Operator się nie zgłaszał.

W końcu zadzwoniłam na inny numer, zgłosiła się pani, która przełączyła mnie do innej pani, która przełączyła mnie do innej pani, która przełączyła mnie do innej pani.
Ta ostatnia pani okazała się jednostką mało uprzejmą, ostrą w obyciu i z silną potrzebą artykulacji ustaw i rozporządzeń, które znałam i ja, bo swego czasu przesłała mi je Emi z naszego forum.
Nie udało mi się pani przekonać, że znam tę ustawę, chcę się dopytać...
Po niemal słownej szarpaninie uzyskałam informację, że w suplemencie mam napisane gdzie mogę pracować.
Nie po to dzwonię przecież.

Suplement nie wskazuje, że mogę uczyć w szkole, z tego powodu dzwonię, żeby dowiedzieć się CO ZROBIĆ, ŻEBY JEDNAK MÓC UCZYĆ.
Mam skończyć dwa kierunki podyplomowo.
Przygotowanie Pedagogiczne to raz.
Nauczanie Matematyki (opcjonalnie Fizyki, Chemii) na Pedagogice to dwa.

Ponownie, nie odbyło się to najwspanialej, ale NIE BYŁO TAK ŹLE.
Grunt, to być skutecznym. ;)
No. To teraz się dowiedzieć kiedy startują i ile kosztują.
Cześć.

3 komentarze:

  1. Zawsze myślałam, że wystarczy "przygotowanie pedagogiczne", ale w sumie to całkiem logiczne, że trzeba nauczyć się uczyć przedmiotu, który ma się uczyć :-)(zabrzmiało jak to przekierowywanie od jednej pani do drugiej). W każdym razie, życzę dużo powodzenia w doprowadzeniu sprawy do końca, tzn. do oczekiwanego efektu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, że działasz! Tak trzymaj :) może od października uda Ci się rozpocząć studia?

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki :)

    Niby uczyli mnie matematyki, fizyki i chemii na moich studiach. Zakres jednak pokrywa się jedynie częściowo z zakresem szkoły ponadpodstawowej. Przygotowanie pedagogiczne muszę robić tak czy siak, a o tym czy mogę uczyć z moim zakresem ze studiów może zadecydować dyrektor szkoły, w której ubiegam się o pracę.

    OdpowiedzUsuń